Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
Sebastian Ogórek
Sebastian Ogórek
|

Zakaz handlu w niedzielę. Ustawa absurdów na celowniku rządu

546
Podziel się:

Rząd zmasakrował projekt ustawy o ograniczeniu handlu. W swoim stanowisku czepia się praktycznie każdego zapisu. Nawet tytuł projektu zdaniem rządu jest niewłaściwy. Ustawa napisana przez "Solidarność" może sprawić, że do więzienia trafią pracownicy, którzy będą w niedziele stali za ladą czy osoba sprzedająca samochód. Absurdów jest znacznie więcej, ale jednocześnie gabinet Beaty Szydło rekomenduje wprowadzenie zakazu.

Zakaz handlu w niedzielę. Ustawa absurdów na celowniku rządu
(Andrzej Hulimka/Reporter)

Mówiąc językiem młodzieżowym, rząd rozjechał i zmasakrował projekt ustawy o ograniczeniu handlu w niedzielę. W swoim stanowisku czepia się praktycznie każdego zapisu. Nawet tytuł projektu jest niewłaściwy. Ustawa napisana przez "Solidarność" może sprawić, że do więzienia trafią pracownicy, którzy będą w niedziele stali za ladą czy osoba sprzedająca tego dnia samochód. Absurdów jest znacznie więcej, ale gabinet Beaty Szydło rekomenduje wprowadzenie zakazu, choć w zmienionej formie i stopniowo.

W zeszłym tygodniu na specjalnej konferencji rzecznik rządu Rafał Bochenek przyznawał, że premier ma pewne uwagi do projektu "Solidarności", ale zasadniczo jest "za". Na stronach rządowych pojawiły się też ogólne zastrzeżenia dotyczące ustawy. Zupełnie co innego jest w oficjalnym - liczącym 27 stron - stanowisku, pod którym podpisała się Beata Szydło.

W kosztach nowej ustawy wpisano straty wynoszące nawet 10-12 mld zł na samych tylko podatkach. A to oznacza, że dla przedsiębiorców koszty byłyby kilkukrotnie większe. Zaznaczamy, że to nie twarde wyliczenia. Rząd powołuje się tu na szacunki terminala kontenerowego DCT Gdańsk, ale jednocześnie wpisuje tę kwotę do oficjalnych dokumentów.

Jak podano, ustawa sprawi, że spadną wpływy z ceł, podatków, stracą gminy morskie, mniej konkurencyjne będą sklepy internetowe, producenci żywności o krótkim terminie przydatności do spożycia, przestaną kursować do naszego kraju linie oceaniczne, stracą terminale przeładunkowe, a ich rynek przejmą porty niemieckie, holenderskie oraz litewska Kłajpeda.

O co chodzi? O zbyt szeroką definicję centrum logistycznego. Ta wymyślona przez "Solidarność" sprawia, że na niedzielę zamknięte mogłyby być także porty morskie oraz wszystkie magazyny. Związek chce bowiem, żeby to pracownik decydował, czy chce wtedy przychodzić do pracy czy nie.

Jeśli przepisy weszłyby w życie w dzisiejszym kształcie, to uderzyłyby nie tylko w handel, ale także w logistykę. A to negatywnie odbiłoby się na całej polskiej gospodarce. Rząd używa nawet słowa "paraliż".

"Należy zwrócić uwagę na możliwość ograniczenia roli Polski w systemie międzynarodowych korytarzy transportowych, a także możliwość ma marginalizacji znaczenia Polski w międzynarodowym łańcuchu logistycznym, w tym w ramach tworzenia Nowego Jedwabnego Szlaku" - zapisano w stanowisku.

Z tego samego powodu problemy może mieć kolej - pociągów towarowych w niedzielę nikt nie rozładuje, więc trzeba będzie zmodyfikować trasy i rozkłady jazdy. Z kolei w tych pasażerskich, podróżni mogą mieć zdaniem rządu, problemy z zakupami w wagonie restauracyjnym.

"Usługi gastronomiczne w pociągu powinny zostać wyłączone z zakazu handlu w niedzielę z uwagi na to, że infrastruktura gastronomiczna jest integralną częścią pociągu i pracy ciągłej w całym roku, a działalność WARS przekłada się ściśle na standard podróżowania" - podano.

Tu jednak trudno zgodzić się ze stanowiskiem rządu. Wagony restauracyjne, jak sama nazwa wskazuje nie handlują, a świadczą usługi. Te z kolei nie są objęte restrykcjami.

Jak już wcześniej pisaliśmy, całkowicie wyłączone z zakazu powinny być - według rządu - dworce.

Dwa lata więzienia za sprzedaż auta?

Premier Szydło w piśmie twierdzi też, że problemy mogą mieć nawet polskie małe sklepy, którym ustawa miała pomóc.

"Istnieje potencjalne ryzyko, że małe, polskie sklepy mogą zostać przejęte przez międzynarodowe sieci sklepów typu convenience" - czytamy w opinii. Rząd jest tu jednak niespójny, bo jednocześnie pisze, że te same sklepy będą mieć większą ochronę przed konkurencją.

Stanowisko jest też krytyczne wobec pomysłu zakazu handlu na jarmarkach i festynach, które odbywają się w niedzielę. Wskazano, że obecny projekt może sprawić problemy z zaopatrzeniem w poniedziałek sklepów w warzywa, owoce oraz kwiaty. Wszystko przez brak wyłączenia z zakazu handlu dla rynków hurtowych. Rząd stanowczo stwierdza też, że ustawa zmusi do zamykania na niedzielę wszystkich automatów vendingowych.

"Biorąc pod uwagę definicje (...) sprzedaż w automatach byłaby zakazana" - czytamy w dokumencie. O sprawie już informowaliśmy w WP money.

Kolejnym absurdem jest kara dwóch lat więzienia za handel w niedzielę. Rząd zastanawia się, kto może jej podlegać, bo przepisy nie są precyzyjne. Zdaniem prawników, do więzienia mógłby pójść nie tylko właściciel otwieranego w niedzielę sklepu, ale także jego pracownik, który stanie w ten dzień za ladą.

To nie wszystko. Dwa lata więzienia grozić mogą bowiem nawet osobie, która w ten dzień sprzeda samochód.

"Ogólny i nieprecyzyjny zakres projektowanej regulacji dotyczącej odpowiedzialności karnej może budzić wątpliwości, zwłaszcza w kontekście definicji pojęcia handlu, przez który należy rozumieć wymianę dóbr na środki pieniężne; powstaje zatem pytanie, czy projektowanym przepisem karnym będą objęte np. osoby nieprowadzące działalności gospodarczej, które dokonują zbycia lub nabycia jakiegokolwiek przedmiotu w niedziele lub Święta" - podaje rząd.

Zakaz handlu dopiero za rok, a może i dwa lata?

Przede wszystkim rząd pisze jednak, że przepisy w obecnym kształcie są niezgodne z prawem unijnym. Chodzi o ograniczenia w handlu internetowym. W stanowisku podano, że w związku z tym należy przeprowadzić cały projekt przez brukselską machinę, czyli poddać notyfikacji.

"Należy także zwrócić uwagę, iż nie jest możliwe przesądzenie, czy wymóg jednakowego traktowania w obrocie handlowym produktów krajowych i produktów pochodzących z innych państw członkowskich wymagany na gruncie art. 36 TFUE zostanie spełniony. Konieczne będzie przeprowadzenie analizy przepisów projektu pod kątem ich uzasadnienia i proporcjonalności" - czytamy w dokumencie.

Jeśli Sejm zdecyduje się wysłać przepisy do notyfikacji, to zakaz handlu ma małe szanse na wejście w życie od 1 stycznia 2018 roku. Taką datę podawał kilka dni temu Jan Mosiński z PiS, który jest szefem sejmowej podkomisji stałej ds. rynku pracy.

Na dodatek rządowych uwag jest znacznie więcej. Dotyczą błędnych definicji, zbyt krótkiego vacatio legis, braku spójności treści przepisów z ich uzasadnieniem, nazewnictwa świąt. Rządowi nie podoba się też, że ustawa w niejasny sposób pisze o infrastrukturze krytycznej. Nawet tytuł ustawy jest błędny.

"Tytuł projektowanej ustawy nie koresponduje w pełni z konstrukcją ustawy, która w art. 1 określa jej zakres stanowiąc, iż reguluje ona zasady zakazu handlu, zasady zakazu wykonywania innych czynności sprzedażowych i odstępstwa od powyższych zakazów" - podaje rząd.

Rząd jednak jest "za", ale pod pewnymi warunkami

Pomimo wykrycia tylu błędów, przeinaczeń, absurdów i prognozowanych kosztów, rząd jednak jest za wprowadzeniem zakazu handlu. Chce jednak, by uwzględniono jego uwagi oraz projekt skonsultowano jeszcze raz z przedsiębiorcami, a zakaz powinien być wprowadzany stopniowo.

"W dalszych pracach legislacyjnych nad projektem warto rozważyć ograniczenie projektowanych regulacji zarówno od strony podmiotowej, jak i przedmiotowej, a także ewentualne etapowe wprowadzanie proponowanych zmian" - czytamy w stanowisku.

Jak dodano, pomoże to na bieżąco sprawdzać skutki zakazu handlu. Premier w swoim piśmie podaje też przykłady podobnych stopniowych zmian w prawie pracy. Dotyczyły one np. wprowadzania wolnych sobót czy zmniejszenia tygodniowego wymiaru czasu pracy z 48 do 40 godzin.

Rząd nie boi się natomiast wzrostu bezrobocia, bo sytuacja na rynku pracy jest dobra i nawet w przypadku zwolnień, łatwo będzie pracownikom znaleźć nowe zajęcie. W ocenie skutków regulacji zapisano, że części pracownikom mogą zostać zmienione umowy o pracę - na przykład przejście z całego etatu na część. Negatywnie zakaz handlu może odbić się jednak na pensjach - te mogą rosnąć wolniej.

Kto zyska na nowych przepisach? Zdaniem rządu będzie to przede wszystkim branża turystyczna, kulturalna oraz sportowa.

"Możliwy większy popyt na usługi turystyczne, kulturalne czy sportowe. Brak otwartych centrów handlowych może skłaniać do poszukiwania innych form spędzania wolnego czasu w niedziele, na czym powinny skorzystać ww. branże" - zapisano w stanowisku rządu.

Przypomnijmy, że wiele z zarzutów do których odniósł się rząd, już wcześniej prostowała sama "Solidarność". W lutym w Sejmie związek złożył autopoprawki do projektu.Te są jednak jedynie sugestią dla posłów, bo to oni będą procedować pierwotnie złożoną ustawę.

Związkowcy zasugerowali m.in. poprawę złych definicji czy zwolnienie z zakazu sklepów internetowych. "Solidarność" chce też zwiększyć liczbę wyłączeń. Na przykład w niedzielę handlować powinni móc przedsiębiorcy pogrzebowi, osoby organizujące festyny, a także kluby sportowe. Tu uwagi zgłaszała Ekstraklasa S.A., która bała się, że w niedzielę w trakcie meczów nie będzie można na stadionach nic sprzedawać. Poza tym ostatecznie sklepy otwarte będą też w garnizonach, więzieniach czy na poczcie.

Zmiany dotyczą też pracy w portów morskich i terminali przeładunkowych. "Solidarność" ostatecznie chce odejść tu od zasady, że pracownik musi wyrazić zgodę na pracę w niedzielę.

wiadomości
gospodarka
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
KOMENTARZE
(546)
hubcz
7 lat temu
Właściciel sklepu nie dołączy do związku zawodowego, bo sam prowadzi swoją franczyzę, więc nie jest dla solidarności nikim waznym, dlatego chcą im przywalic zakazem
matras
7 lat temu
Połowa takich małych spożywczaków to jest franczyza, wiec to nie jest jest jakiś marginalny problem, ten zapis, który nie zezwala franczyzobiorcom na owteiranie swoich sklepoów w niedziele. Czyli teraz co drugi sklep, który w niedziele był normalnie otwarty, teraz będzie zmakniety
Tentego
7 lat temu
Na tych przepisach skorzysta branża religijna, obsługiwana przez agentów Watykanu, nieobjęta na razie zakazem handlu odpustami i sakramentami
Marianna
7 lat temu
Dlaczego tak się przyczepiono handlu w niedzielę? Najlepiej na niedzielę wyłączyć też radio, telewizję i telefonię, policje, sory, pogotowie, kole, straż, zamknąć granice itd. bo każdy chce mieć wolną niedzielę.
Hej
7 lat temu
Wszystkim, którzy mówią o 100 tys. pracowników, którzy stracą pracę, polecam zajrzeć do Eurostatu. Tam sprawdzą, ile osób pracuje w poszczególnych krajach w handlu.Wówczas okaże się, że w Polsce na 300 tys. sklepów przypada ok. 1,4 mln osób. We Francji, gdzie placówek jest 313 tys., zatrudnienie jest o pół miliona większe. To oznacza, że nasi pracownicy pracują więcej, ciężej, a na dodatek za mniejsze pieniądze. Czy nie należy im się za to wolna niedziela?
...
Następna strona