Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
Jakub Ceglarz
Jakub Ceglarz
|

Polacy boją się urlopu na żądanie. Dlatego kombinują lub z niego nie korzystają

45
Podziel się:

Poinformowanie szefa o wzięciu urlopu na żądanie to dla wielu Polaków spory stres.

Polacy boją się urlopu na żądanie. Dlatego kombinują lub z niego nie korzystają
(Unsplash/CC0 Public Domain/pixabay)

Do tego stopnia, że znaczna ich część nie korzysta z tego przywileju. - Na pewno nie pomaga tu nazywanie go "kacowym". Wielu pracowników nie chce, żeby ich nieobecność kojarzyła się z imprezą - mówi WP money Marcin Furmański, trener biznesu.

O tym, że Polacy zaczęli interesować się tym, jak wziąć "urlop na żądanie", świadczy ich aktywność w internecie. Gdyby prześledzić wyniki wyszukiwania w Google, to okaże się, że w ostatnich dniach fraza ta zyskuje na popularności.

Daleko co prawda do rekordów z końca grudnia, gdy zapewne wielu z nas chciało sobie przedłużyć przerwę świąteczną, ale wzrost jest zauważalny.

W firmach jednak rzadko zdarza się, żeby pracownicy wykorzystywali urlop na żądanie w pełnym stopniu. Jeśli już ktoś się na to zdecyduje, to raczej bierze jeden, maksymalnie dwa takie dni z przysługujących czterech.

- Wiele zależy od kultury organizacyjnej. Znam firmy, gdzie sam szef mówi pracownikowi: "weź dzień urlopu, odpocznij" - komentuje w WP money Marcin Furmański, który na co dzień zajmuje się prowadzeniem szkoleń dla firm i pracowników. - Ale są też takie, w których pracownicy zwyczajnie się tego boją. Bo terminy, projekty i później ostracyzm ze strony tak szefa, jak i współpracowników.

Zdaniem eksperta sporo złego zrobiła w tym kontekście nieoficjalna nazwa urlopu na żądanie, czyli tzw. "kacowe". Przyjęło się bowiem, że skorzystanie z tego przywileju musi niemal na pewno oznaczać, że poprzedniego dnia przesadziło się z alkoholem.

- Są takie branże czy firmy, w których może to nie być najlepiej widziane przez przełożonych, stąd obawy - wskazuje Furmański. - A jak weźmie się urlop na żądanie w poniedziałek, to we wtorek od rana można słyszeć docinki w stylu "co, zachlałeś w niedzielę?".

Sposoby na "kacowe"

Nic dziwnego, że pracownicy, którzy potrzebują niespodziewanego wolnego, często wymyślają różne powody. Choć trzeba przyznać, że instytucja "urlopu na żądanie" nie wymaga podawania przyczyn.

- Często pracownicy wymyślają problemy rodzinne, pogrzeby i sprawy prywatne. Szef nie dopytuje wtedy zbyt mocno i nie trzeba się specjalnie tłumaczyć - wymienia Furmański.

Ale są też inne sposoby. Niektórzy wykorzystują fakt, że przepisy nie są w tej kwestii precyzyjne, o czym pisaliśmy już kiedyś w WP money.

- Przepisy Kodeksu pracy nie precyzują w jakiej formie należy zgłosić wniosek o udzielenie urlopu na żądanie ani w jakim terminie - wyjaśniał nam wtedy mecenas Grzegorz Trejgel z Kancelarii Prawa Pracy Wojewódka i Wspólnicy. Można więc zgłosić to nie tylko osobiście, ale również przez telefon, mailowo, na Facebooku czy wysłać sms. Najważniejsze, żeby poinformować szefa najpóźniej w momencie rozpoczęcia pracy danego dnia.

Ten ostatni sposób jest najbardziej popularny. W internecie można przeczytać, że niektórzy pracownicy wysyłają sms szefowi, po czym wyłączają telefon na wypadek, gdyby przełożony chciał dopytać o szczegóły lub, co gorsza, odmówić udzielenia urlopu. Podobny sposób można wykorzystać, wysyłając wiadomość e-mailem.

Na żądanie nie znaczy "bezwarunkowo"

Wbrew obiegowej opinii bowiem, urlop na żądanie wcale nie oznacza, że szef nie ma w tej kwestii nic do powiedzenia. Choć w teorii jest to urlop "na żądanie", to są przypadki, gdy przełożony może się na niego nie zgodzić.

Chodzi o "szczególne przypadki", na które wskazują chociażby wyroki Sądu Najwyższego. Jest nim chociażby fakt, że nieobecność pracownika może zaburzyć ciągłość pracy w firmie. Gdy zatem w zakładzie produkcyjnym wystąpią problemu z zasilaniem, to szef może nie zgodzić się, by udzielić jedynemu elektrykowi urlopu.

Innym przypadkiem jest organizowanie strajków w firmach, gdy jednocześnie urlop na żądanie wezmą niemal wszyscy pracownicy. Wtedy również szef nie musi się na to godzić.

Jeśli natomiast w przypadku odmowy pracownik i tak nie pojawi się w pracy, uratować może go już tylko zwolnienie lekarskie. Jeśli go nie przedstawi, nieobecność będzie nieusprawiedliwiona i może stanowić podstawę do zwolnienia dyscyplinarnego.

Trzeba też pamiętać, że urlop na żądanie to nie jest dodatkowy przywilej, ale wlicza się już w urlop wypoczynkowy. Jeśli więc pracownikowi przysługuje 26 dni wolnych w ciągu roku, to te cztery na żądanie już wliczają się w tę liczbę. I w przeciwieństwie do normalnego urlopu, nie przechodzą na kolejne lata.

wiadomości
gospodarka
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
KOMENTARZE
(45)
jack061
7 lat temu
Skoro tak to wygląda, znaczy, że w takich przypadkach panuje głęboko zakamuflowany mobbing. W moim zakładzie, praca specyficzna, ruch ciągły, pracodawca wręcz zachęca do korzystania z tego przywileju. Po prostu pracodawca nie może się zmieścić z planem urlopowym w terminie.
Leila
7 lat temu
Urlop na żądanie musi być zaakceptowany, zawsze dyrektor może nie wyrazić zgody. I wtedy zonk! Piszę to z własnego doświadczenia jako pracownik korporacji
on
7 lat temu
Coś takiego jest w nielicznych firmach państwowych i tylko tych lepszych prywatnych. W firmie której pracowałem 8 lat coś takiego było nie do pomyślenia. Kto coś takiego brał mógł od razu czuć się zagrożony że niedługo go zwolnią i tak nie jeden raz było. Dobrze że teraz brakuje rąk do pracy to może łatwiej to wykorzystać bo nie ma kto robić i pracodawca też sie boi. To jest przepis i powinno być tak mam te dni dzwonie kiedy chce i nie idę do pracy mam prawo i tyle w temacie ale niestety przepis martwy. Może Pis coś z tym zrobi ale wątpię hehe
misiek2
7 lat temu
moje urlopy na żądanie są - zaplanowane 1-3 dni przed - lekarz, szpital, zdrowie.... taka prawda, inne są zaplanowane kilka miesięcy, tygodni wcześniej
justa
7 lat temu
U mojego męża w pracy (firma państwowa) od stycznia 2017 roku urlop na żądanie można wziąć po złożeniu podania co najmniej 2 dni wcześniej (to dla tych wszystkich, którzy mają na przykład małe dzieci, nie mówię nic o KACOWYM, tylko o normalnych sytuacjach). Ponadto o urlop wolno wnioskować tylko i wyłącznie ze specjalnej platformy internetowej, do której dostęp jest tylko z określonych komputerów (masz hasła, ale nie zalogujesz się z domu, nie ma szans, tylko z odpowiednich komputerów, nikt nie ma dostępu z domu - jak coś się stanie w niedzielę, to o urlop wnioskujesz w poniedziałek, dostaniesz od środy). Krótko mówiąc, musisz jechać do odpowiedniego komputera, żeby w ogóle złożyć podanie o urlop (w domu nie wolno ci zalogować się do tego systemu, zresztą nie ma takiej możliwości), a w regulaminie jest jasno i wyraźnie zapisane - o urlop na żądanie masz wnioskować co najmniej 2 dni przed terminem. Nie wiem, jak to będzie wyglądać w realnym życiu. Ja prowadzę własną firmę od kilkunastu lat, dopiero od dwóch pracuję i leczę się, w tym czasie cztery razy (średnio dwa razy na rok) potrzebowałam pomocy - raptem - w ciągu dwóch dni - mam zabieg lub operację - po której ktoś mnie musi odebrać (realnie nawet na nią zawieźć). Do tej pory mój mąż informował szefa, że w tym lub następnym tygodniu będzie sytuacja - będzie mnie musiał zawieźć i za dwa dni odebrać ze szpitala, dowiaduję się o zabiegu kilka godzin wcześniej - mój mąż powiadamiał szefa (jak już pisałam szefa powiadomionego wcześniej że taka sytuacja nastąpi) kilka godzin wcześniej i dostawał urlop na żądanie. Teraz wychodzi na to, że jak ja dostanę informację, że mam jutro być w szpitalu (a jestem właśnie w trakcie leczenia, i nie wolno mi prowadzić samochodu) to mam kombinować co zrobić, bo mój mąż musi najpierw pojechać do firmy, na jedynym do tego przeznaczonym komputerze wejść w program, zaznaczyć dzień wolny (co najmniej 2 dni później), i potem czekać na odpowiedź szefa - i to jest urlop na żądanie, wg regulaminu pracy podpisanego w styczniu 2017. A jak to się ma do chorych dzieci? Do sytuacji, gdy urlop na żądanie nie jest wymysłem skacowanego faceta? Mamy wszyscy pracować, ma być wszystko OK, tylko mam takie wrażenie, że lata temu dało się dogadać z szefem - zachorowało mi dziecko, dziś mnie nie będzie - wpisz urlop - za tydzień odrobię, bo komuś innemu dziecko zachoruje, i trzeba będzie go zastąpić. Dziś mam wrażenie, żę każde wolne, każdy urlop to powód do sprawdzania nie wiadomo jakich przestępstw, nie stawisz się w pracy - źle, wyślesz do szkoly zakatarzone dzieci nie biorąc wolnego - źle. Co innego zrobisz - źle. Najlepiej, żeby człowiek wiedział rok wcześniej kto z rodziny się kiedy pochoruje - nikt nie byłby nigdy zaskoczony. tylko gdzie ta polityka prorodzinna. .. Wiem, że patrzę na sytuację jednostronnie. Ja sama do niedawna prowadziłam własną firmę,, zatrudniałam 2 ludzi, i wkurzały mnie urlopy na żądanie brane po imprezach (choć jak wiesz, kiedy pracownik ma imieniny, to wiesz, kiedy nie pracować). Potrafiłam jednak dać wolne, tak po prostu, pracownikowi, którego żona dostała zawału i wylądowała w szpitalu - rozumiem takie rzeczy. Ale sytuacja, w której uniemożliwia się wzięcie takiego urlopu w ogóle, jest moim zdaniem też działaniem nie w porządku. Problem tylko w tym, że te nowe przepisy weszły niedawno, wprowadzone przez władzę, która miała działać na rzecz normalnych ludzi.
...
Następna strona