Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
Jacek Frączyk
Jacek Frączyk
|

Czesi i Litwini kochają polskie towary. Wydają na nie dziesiątą część pensji

48
Podziel się:

Jeśli za miernik sympatii naszych sąsiadów do Polaków przyjąć fakt, ile polskich produktów kupują, wtedy naszymi największymi przyjaciółmi okazaliby się... Czesi. Na towary made in Poland wydają równowartość ponad jednej dziesiątej pensji. Najmniej za to lubią nas Rosjanie. Nasz główny partner handlowy - Niemcy - wbrew pozorom zakochani w naszych wyrobach wcale nie są. Wydają na nie tylko 2 proc. swojej pensji.

Czesi i Litwini kochają polskie towary. Wydają na nie dziesiątą część pensji
(Martin Mraz/Spectrum/REPORTER)

Około 70 proc. Litwinów pozytywnie ocenia polskie produkty - wynika z sondażu instytut RAIT, zamówionego przez polską ambasadę w Wilnie.

Widać to zresztą po oficjalnych statystykach eksportu z GUS. W ubiegłym roku wysyłaliśmy tam towary o wartości prawie miliarda złotych miesięcznie, a trzeba mieć świadomość, że litewski rynek to zaledwie 2,8 mln osób.

Nie notuje się przy tym w oficjalnych statystykach tego, co Litwini przywiozą do siebie z polskich sklepów. Badania wykazały, że mieszkańcy Litwy z Polską kojarzą takie znaki handlowe jak „Biedronka” czy „Kaufland”, których nie ma na rynku litewskim.

Z drugiej strony, część z trafiających tam towarów może być faktycznie kontrabandą, trafiającą z Litwy do Rosji. Zakładając jednak, że oba efekty (przyjazdy na zakupy do Polski i kontrabanda do Rosji) się znoszą, dane GUS przyjmijmy jako rzeczywistość, co zresztą potwierdzają badania konsumenckie.

Czesi na czele miłośników polskich produktów

Ceniący sobie niskie ceny i wysoką jakość polskich wyrobów Litwini, ze swoim upodobaniem do takich marek jak Kubuś, Tymbark, Sobieski, czy Orlen, to wcale jednak nie pierwsza wśród nacji, które mają szczególne upodobanie w polskich produktach.

W tym akurat celują Czesi, zupełnie nie zważając na pohukiwania niektórych z tamtejszych polityków, którzy zalew polskiej żywności traktują jako zagrożenie. W ubiegłym roku, w przeliczeniu na przeciętnego Czecha import z Polski wynosił średnio 416 zł miesięcznie. Kwota ta stanowi aż 12,2 proc. przeciętnych zarobków netto u naszych południowych sąsiadów.

Litwini są na drugim miejscu z wydatkami rzędu 327 zł miesięcznie na mieszkańca, co stanowił 11,6 proc. przeciętnej pensji. Duży odsetek zarobków na towary z Polski przeznaczają też Łotysze, Słowacy i Węgrzy.

Niemcy coraz bardziej przekonani. Rosjanie nie chcą tego co polskie

Co ciekawe, Niemcy, czyli nasz największy partner handlowy, do którego kierujemy aż 27 proc. eksportu, wcale nie są jakimiś szczególnymi wielbicielami polskich towarów. Wydają na nie zaledwie równowartość 2,4 proc. średniej pensji (220,8 zł miesięcznie).

W rankingu zwolenników naszych towarów, czyli tych krajów w których mieszkańcy wydają na nie największą część swoich pensji, Niemcy są dopiero na 13 miejscu.

To się zmienia, ale stopniowo. W ubiegłym roku sprzedaliśmy do naszego zachodniego sąsiada wyroby o wartości o miliard euro (+2,4 proc.) większej niż w 2015 r. Dało to o 13 euro rocznie wyższych wydatków na import z Polski na głowę mieszkańca Niemiec.

Z naszych najbliższych sąsiadów to Rosjanie najrzadziej mają styczność z produktami z Polski. Przeciętny obywatel federacji wydawał w 2016 r. na polskie towary średnio 13,1 zł miesięcznie, co stanowiło zaledwie 0,6 proc. jego zarobków.

To jednak efekt obustronnych sankcji, retorsji gospodarczych administracji Putina odnośnie polskiego poparcia dla Ukrainy, ale i ograniczenia małego ruchu granicznego z Obwodem Kaliningradzkim przez Polskę od Światowych Dni Młodzieży.

Zwykli Rosjanie kupowaliby polskie produkty bardzo chętnie, ale nie mogą. Wystarczy przypomnieć piosenkę zespołu Parovoz sprzed czterech lat zatytułowaną „Zdrawstwuj Lidlu, zdrawstwuj Biedronka” o najazdach Rosjan na polskie sklepy. Barierą jest też osłabiony rubel i związane z tym mniejsze zarobki.

Czarną niewdzięczność okazują natomiast Chińczycy, od których kupujemy produkty za prawie 8 mld zł miesięcznie. Niestety statki, które przypływają z Chin do Polski pełne wypływają od nas niemal puste.

Przeciętny Chińczyk wydaje na polskie towary zaledwie 40 gr miesięcznie. Rzadko więc nasze produkty mogą gościć na stołach 1,4 mld mieszkańców Kraju Smoka. Bariery nie stanowią raczej zarobki - średnio w Chinach są one już tylko o jedną piątą mniejsze niż w Polsce. Odległość jednak robi swoje.

Z drugiej strony, skoro transport do naszego kraju już dotarł, to szkoda, żeby marnować przestrzeń ładunkową w drodze powrotnej. Niestety, wypełniają je najprawdopodobniej towary z Niemiec, bo nasi przedsiębiorcy z trudem przebijają się na chińskim rynku, kierując tam poniżej 1 proc. całości eksportu, czyli 550 mln zł miesięcznie.

wiadomości
gospodarka
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(48)
wree
7 lat temu
Kolejny argument aby nie dawać Chińczykom kasy na budowę elektrowni atomowej w Polsce !!!!
Geo
7 lat temu
Jezus Maria gdzie tą Szwajcarie wywiało... Pewnie silny wiatr od południa wiał :-D
asgjas;lgkj99
7 lat temu
Ale kompletne pierdoły! W Belgii, GB, Niemczech, Francji odbiorcami polskiej żywności są POLACY tam mieszkający i pracujący! Jak 5-10% tubylców kupuje polską żywność to wszystko. W każdym z tych krajów jest propaganda i reklama: Kupuj towary ze swojego kraju, bo najlepsze i najzdrowsze! I tubylcy tak uważają! Kupują żywność ze swojego kraju.
ekonomista
7 lat temu
tu chodzi o jakość naszych towarów i umiejętność promowania naszych wyrobów w Chinach.Same jabłka to za mało bo oni mają swoje jabłka.Niemiecki i japoński towar sprzedaje się na całym świecie bez problemów ale oni na to pracowali kilkadziesiąt lat.Nasza produkcja ukierunkowana była na ZSRR a dla nich co z Polszy to pierwyj sort i do tego prawie za darmo !!!!
Derwisz
7 lat temu
Panie Frączyk Lidl i Biedronka nie są polskimi sklepami !
...
Następna strona