Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
Sebastian Ogórek
Sebastian Ogórek
|

Arkadiusz Regiec - jedyny doradca finansowy, który mówi, że większość jego spółek upadnie

26
Podziel się:

nieuczciwością byłoby informowanie, że dokładnie prześwietliliśmy spółki zwłaszcza na wczesnym etapie rozwoju. Wiadomo, że bardzo wiele z nich poniesie porażkę. Ba! Większość zbankrutuje.

Arkadiusz Regiec - jedyny doradca finansowy, który mówi, że większość jego spółek upadnie
(materiały prasowe)

Wiadomo, że bardzo wiele naszych spółek poniesie porażkę. Ba! Większość zbankrutuje - mówi Arkadiusz Regiec o firmach, które wypuszczają akcje przez jego platformę Beesfund. Dalej jednak szuka tych, którzy będą chcieli emitować swoje akcje, ale kapitał zbierać poza giełdą. Szuka też chętnych, którzy wyłożą na nie po 40 czy 100 zł. Jak przekonuje, na liście inwestorów są nawet osoby z listy 100 najbogatszych Polaków. - Musimy się nauczyć w Polsce, że inwestowanie w startupy jest obarczone głębokim ryzykiem - mówi Regiec.

Sebastian Ogórek, money.pl: Ile udało się dotąd zebrać przez Beesfund?

Arkadiusz Regiec, założyciel Beesfund: Ponad 1,7 mln zł.

Uważa pan, że to jest sukces po trzech latach działania?

Nie. Uważam, że ten proces działa za wolno. W tym roku wszystko jednak przyspiesza. Problemem była polska nieufność do nowych narzędzi w pozyskiwaniu kapitału. Na świecie rynek equity crowdfundingu i w ogóle crowdfundingu liczy sobie cztery lata. W Polsce byliśmy absolutnym prekursorem. A Polak często pyta: a czy to gdzieś działa? Start był więc trudny.

Edukacja rynku na początek?

Dokładnie. Nikt nie wiedział, jak to się robi pod względem prawnym. Sami musieliśmy sobie zrobić pierwszą emisję, żeby udowodnić, że przepis, pozwalający przeprowadzać emisje publiczne bez prospektu emisyjnego i memorandum inwestycyjnego, działa.

I że nie pójdzie się za to do więzienia.

To też. A w mniej radykalnej wersji nie trafi się na czarną listę KNF lub nie dostanie się jakiejś kary finansowej. W tym modelu, który pozwala robić emisję do 100 tys. euro, przepisy są dosyć jasne i klarowne.

Istnieje w Polsce duża luka kapitałowa. Wyobrażam sobie, że jako Beesfund jestem w stanie część jej zasypać, dając nowe narzędzie dla małego i średniego biznesu. Crowdfunding udziałowy to nie tylko startupy, ale też działające długo biznesy z wypracowanym modelem biznesowym. Trzeba też pamiętać, że ten model finansowania to nie tylko pieniądze. Równie ważna jest budowa społeczności wokół biznesu. To ona jest w stanie przenieść go na niespotykane poziomy.

Jak w przypadku emisji akcji dla Innych Beczek, gdzie fani piwnej rewolucji sfinansowali browar, a będą mogli jeszcze decydować, jakie piwo będzie tam warzone.

Ja też kupiłem ich jedną akcję, a teraz regularnie, gdy jestem w jakimś lokalu, to proszę o ich piwo. A jak nie ma, to pytam dlaczego jeszcze go nie mają. Proszę sobie teraz wyobrazić takich 750 ambasadorów marki.

De facto przedstawicieli handlowych.

Tak, za te 100 czy 200 zł, za które kupiliśmy akcje danej firmy, zaczynamy opowiadać o jej produktach znajomym, itd. Zaczyna się zastanawianie, komu powierzyłem pieniądze. Przywraca się pierwotną więź między spółką a akcjonariuszem. W dużej skali ona jest zaburzona. Jak mamy akcje PKN Orlen, to nie tankujemy tylko na jej stacjach paliw. To jest abstrakt. Przy crowdfundingu jesteśmy bliżej tej spółki.

Mało tego, ci którzy zainwestują niewielką kwotę, często mają w portfelu znacznie więcej. Zaczynają obserwować przedsiębiorcę i mogą w nią zainwestować duże pieniądze.

A kim są ludzie, którzy dziś uczestniczą w waszych emisjach? Oni się tym bawią i wspierają coś, co im się podoba, czy raczej widzą garażowy startup, który za parę lat będzie wart miliony?

Mamy dwa typy inwestorów. Pierwsi to społecznicy, ci którzy są bliżej lub dalej związani z danym biznesem. To więc znajomi z Facebooka i znajomi znajomych. Łatwiej poprosić ich wszystkich o zrzucenie się i zebranie 100 tys. zł na nową spółkę niż znaleźć jedną osobę, która wyłoży takie pieniądze. Drugi typ inwestora to ci już stricte finansowi. Mamy bazę ok. trzech tysięcy zarejestrowanych u nas osób, które podejmują decyzje czysto inwestycyjne, a nie ze względów emocjonalnych. Choć muszę przyznać, że mamy też ludzi z listy 100 najbogatszych Polaków. Dla nich wrzucenie 10 czy 20 tys. zł to jest nic. To jak dla mnie 200 zł.

Kto to dokładnie?

Nie mogę powiedzieć.

A w jaką spółkę?

W migam.pl.

A tym standardowym inwestorom finansowym marzy się wyjście z garażu i posiadanie akcji nowego Skype'a, Airbnb czy Apple?

Myślę, że częściowo tak. Trzeba pamiętać, że equity crowdfunding demokratyzuje możliwość zarabiania. Dotąd inwestując w startupy trzeba było mieć minimum te kilkadziesiąt tysięcy. Teraz można włożyć kilkadziesiąt czy kilkaset złotych. Każdy jest więc w stanie zainwestować w startup.

W Wielkiej Brytanii już 15 proc. rynku seedowego to są inwestycje poprzez equity crowdfunding. Wracając do pytania, czy te 1,7 mln zł to dużo czy mało. My w tym roku ruszamy z trzecią emisją. Na NewConnect mieliśmy dotąd cztery.

W poprzednich latach emisji było jednak znacznie, znacznie więcej. Zastój wynika po prostu z problemów z całą giełdą.

To prawda. To się jednak zmienia. Chcę powiedzieć, że liczę na przeprowadzanie nawet kilkuset emisji rocznie przez Beesfund. My budujemy bowiem narybek dla NewConnect.

Chcecie być kieszonkową giełdą? Mikrogiełdą?

Można porównać to do lejka. Na górze jest wąska grupa największy firm, niżej jest NewConnect, a na samym dole jesteśmy - czy chcemy być - my. Dzięki emisji akcji u nas spółki są przygotowane pod względem papierologii, rozproszenia akcjonariatu, mają też historię i mogą debiutować na NewConnect.

Jakiś czas temu pojawiały się pomysły, żeby GPW zrobiło taką platformę jak wasza. Rozmawialiście z nimi?

Były takie rozmowy. To moim zdaniem dla nich doskonały pomysł. Jeśli mógłbym coś doradzać nowej pani prezes, to właśnie zbudowanie platformy equity crowdfundingu. To buduje lejek sprzedażowy. Błędem było wpuszczenie startupów na NewConnect. To tylko zepsuło ten rynek. One powinny być o szczebel niżej.

Koszt poniesienia przez standardowego inwestora porażki na poziomie kilkudziesięciu czy kilkuset tysięcy złotych jest dużo większy niż kilkuset czy nawet kilku tysięcy złotych. Platforma crowdfundingowa przygotowuje spółkę, zarząd. Ona dopiero może wejść na NewConnect.

Tylko dotąd crowdfunding to była piosenkarka z YouTube, która chciała wydać płytę i jej fani na takie wydawnictwo się zrzucali. Jak płyta nie była taka dobra, trudno. Teraz mówimy jednak o posiadaniu akcji, chęci zarobienia. Nie boicie się, że za parę lat pod waszą siedzibę przyjdą klienci protestujący, że komuś nie wyszło? Z transparentami „Regiec oddaj moje 3 tys. zł”?

Zawsze zaznaczamy, że inwestowanie jest obarczone ogromnym ryzykiem. Proszę też pamiętać, że to spółka sprzedaje akcje, my jesteśmy tylko narzędziem.

I jako narzędzie sprawdzacie spółki?

Nie. Nie bierzemy żadnej odpowiedzialności za przeprowadzane emisje. Naszą rolą nie jest polecanie spółek. To zrobić musi inwestor.

Tylko w interesie Beesfund jest rozwój rynku, czyli brak spektakularnych wpadek.

Jestem głęboko przekonany, że prawdziwą nieuczciwością byłoby informowanie, że dokładnie prześwietliliśmy spółki, zwłaszcza na wczesnym etapie rozwoju. Wiadomo, że bardzo wiele z nich poniesie porażkę. Ba! Większość zbankrutuje.

Musimy się nauczyć w Polsce, że inwestowanie w startupy jest obarczone głębokim ryzykiem. Nie mogę mówić, że go nie ma. Każdy musi je szacować samemu i na własną odpowiedzialność. Gwarancję mam jedną – na pewno wydam pieniądze. Czy zarobię? To stoi pod dużym znakiem zapytania.

Czyli reklamy w stylu rynku forex: „Pan Gienek jest bogaty, bo kupił akcje za 100 zł”, w waszym wypadku odpadają?

Zdecydowanie takich zachęt u nas być nie powinno. Panie Gienku, niech pan zainwestuje u nas 100 zł i pamięta, że te pieniądze może stracić, że jest to bardzo ryzykowne. Niektóre zagraniczne platformy equity crowdfundingu nawet absolutnie zakazują podawania przy emisji biznesplanu.

Ja jestem trochę w kropce. Bo uważam, że powinniśmy sprzedawać akcje na zasadzie budowania społeczności. Jednocześnie w Polsce wielu tych trochę bardziej doświadczonych inwestorów szuka u nas cyfr, liczb, obietnic.

Ale pan kupuje akcje wszystkich spółek przechodzących przez Beesfund.

Tylko,że to nie z powodów inwestycyjnych, a kolekcjonerskich. Sprzedawane przez nas akcje muszą być papierowe.

Jest więcej takich kolekcjonerów?

Tak, mogę stwierdzić, że widzimy takie osoby. To jest prawdziwa akcja, prawdziwy papier, większość firm emituje je w Państwowej Wytwórni Papierów Wartościowych. Dziś to coś jednak rzadko spotykanego na rynku kapitałowym. A na dodatek są one dość oryginalne i ciekawe, łatwo je można oprawić i powiesić na ścianie.

A jeśli ktoś zechce zdjąć ze ściany, to jak może sprzedać akcje. Jaka jest płynność tego rynku?

Jej nie ma. Nie ma też rynku, na którym można by te akcje sprzedawać.

Może chociaż na Allegro?

Nie można.

Na Facebooku wśród znajomych?

Prawnie dopuszczalne jest jedynie ogłoszenie, że chciałbym kupić akcje. Jako osoba fizyczna nie mogę ogłosić, że chcę sprzedać akcje. Jednak akcjonariusze często się spotykają, znają się. Są też zamknięte grupy w internecie. Pewnego rodzaju płynność więc jest. Wiemy, że dochodzi do transakcji. To nie jest rynek płynny i taki w zasadzie ma być. Chodzi przecież tylko o to, by spółka dostała kapitał.

To może chociaż jakaś dywidenda?

Tu jest już lepiej. To są prawdziwe spółki akcyjne. Emitują prawdziwe akcje. Czasami nawet słyszymy głosy: "a co ja mogę z jedną akcją?". No to zawsze odpowiadam, że mniej więcej tyle samo co z 49 proc. akcji. I oczywiście, jeśli spółka będzie miała zysk, to dywidenda będzie nam przysługiwać. Ale ona musi być, a w tej chwil większość spółek go nie wykaże.

Strasznie zniechęca pan do inwestowania...

Bo uważam, że powinniśmy stanąć w prawdzie i powiedzieć, jak jest. Co do tej dywidendy, to może jednak dodam, że moim zdaniem po equity crowdfunding niedługo upomną się firmy już istniejące. Przynoszące zysk z roku na rok. I one będą wtedy w stanie obiecać dywidendę.

A ile kosztuje emisja akcji przez Beesfund?

To wszystko zależy od formy działania. W przypadku spółek akcyjnych lub komandytowo-akcyjnych, koszt przygotowania emisji to ok. 8 tys. zł za dokumentację i 6,9 proc. prowizji od pozyskanego kapitału. Jeśli spółka nie istnieje albo ma inną formę prawną, to my ją pomagamy założyć bądź przekształcić. Wtedy to 12 tys. zł plus - analogiczna jak wcześniej - prowizja.

Dodatkowe koszty to wydatki marketingowe i PR-rowe. Tu może być okrągłe 0 zł albo suma pokaźna. Łączne koszty to zazwyczaj między 10 a 18 proc. pozyskanego kapitału.

Jesteście po siedmiu emisjach. Kiedy i jakie kolejne?

O konkretnych nie mogę mówić. Sądzę jednak, że w tym roku uda się przeprowadzić jeszcze dziewięć emisji. Może więcej. W tym roku wszystko przyspiesza.

nieuczciwością byłoby informowanie, że dokładnie prześwietliliśmy spółki zwłaszcza na wczesnym etapie rozwoju. Wiadomo, że bardzo wiele z nich poniesie porażkę. Ba! Większość zbankrutuje.

wiadomości
gospodarka
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(26)
TyZłodzieju
4 lata temu
Ostrzegam przed tymi oszustami, z daleka od nich!
Józef K
7 lat temu
Niedawno utworzono w Bielsku-Białej biuro crowdfundingu. Wpłaciłem ponad 600 euro. Wszystko co do jednego eurocenta straciłem w dziwnych okolicznościach. Ukradła to grupa kombinatorów znanych w Bielsku która z kolei podobno została oszukana przez międzynarodową szajkę. Ostrzegam przed Nimi.
ala313
8 lat temu
Zawsze można dofinansować "migam.pl" i mieć nadzieję, że dostaną od kogoś zlecenie ;) Zanim padną. I z 5 zł ze 100 zainwestowanych się zwróci :))) Jedyny pozytyw tego artykułu - ładny pan :D
ex
8 lat temu
Uwaga! Z tego tekstu sponsorowanego wynika jeden pewnik: firma Inne Beczki (ta od piwa, którą tu własnie nadmuchiwano) niedługo upadnie. Rozumiecie zasadę Start-Up'ów? A już najlepiej tych 'nadmuchiwanych-niby-przypadkiem'?
Trader
8 lat temu
Wilk z Wall Street jest z Was dumny:) Penny Stocks w nowej odsłonie , proponuję zatrudnić dobrych handlowców:)
...
Następna strona