Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
Przemysław Ciszak
Przemysław Ciszak
|

25 lat GPW. Na pierwszej sesji parkiet kleił się do stóp, a telefony maklerów były jedynie atrapą. Tak zaczynała polska giełda

0
Podziel się:

Pierwszym prezesem GPW został wówczas 43-letni ekonomista i dwukrotny mistrz Polski w szermierce, Wiesław Rozłucki.

Wiesław Rozłucki, pierwszy prezes GPW
Wiesław Rozłucki, pierwszy prezes GPW (Andrzej Iwanczuk/REPORTER/East News)

- To, co mnie niepokoi, to fakt, że w planie Morawieckiego hasło GPW nie pojawia się ani razu. A to przecież centrum zdobywania kapitału dla polskich przedsiębiorstw - mówi money.pl Wiesław Rozłucki, współzałożyciel polskiej giełdy. 25 lat od jej narodzin wspomina czerwone szelki, pierwsze afery i ujawnia, kto zabrał pierwszy giełdowy dzwon, który z niewyjaśnionych przyczyn pewnego dnia nagle zamilkł.

Przemysław Ciszak: Czy to prawda, że inauguracyjna sesja odbyła się właściwie w przerwie trwającego wówczas remontu?

*Wiesław Rozłucki, pierwszy prezes Giełdy Papierów Wartościowych: *Pamiętam, że buty kleiły się nam do świeżo lakierowanej podłogi z prawdziwego parkietu, jaki został tam położony. Ekipa remontowa pracowała od samego rana. A po sesji wrócili do remontu, który trwał jeszcze przez kilkanaście dni. Wydarzenie symboliczne podszyte prozą codzienności.

Podobnie jak miejsce. Przez lata sesje odbywały się w starej siedzibie Komitetu Centralnego PZPR . Do nowego budynku przy ulicy Książęcej GPW przeniosła się dopiero w 2000 roku. Wybór budynku partii nie był chyba przypadkowy?

Oczywiście, to był symbol. Symbol kapitalizmu, gospodarki wolnorynkowej w miejscu spotkań komunistycznej władzy PRL. Dla mnie to wydarzenie było namacalnym dowodem, że po 52 latach ostatecznie skończył się komunizm. Z drugiej strony był to wybór przemyślany. Wolny budynek w centrum Warszawy z dobrą jak na ówczesne czasy siecią telekomunikacyjną. Nadawał się idealnie.

Podczas sesji maklerzy korzystali z pożyczonych sprzętów. Pamięta pan skąd je wzięli?

Naturalnie. Pożyczyliśmy je z Fundacji Centrum Prywatyzacji, którą założył Krzysztof Lis i Henryk Sterniczuk, by wspomagała wszelkie procesy prywatyzacyjne, organizowała kursy dla maklerów itp. Później trzeba było oddać zarówno sprzęty, jak i meble.

Wszystko zaimprowizowane na ostatnią chwilę, ale maklerzy w czerwonych szelkach wyglądali profesjonalnie. Wzorowali się na bohaterach z filmu Olivera Stone'a "Wall Street"?

Tak było. W tych strojach wystąpili maklerzy Banku Pekao S.A. W pierwszej sesji brało udział bodaj siedem banków, w tym Pekao S.A., najbardziej zaangażowany bank w rynek kapitałowy. Ich doradca przekonał wszystkich, że powinni wystąpić ubrani jak klasyczni maklerzy - w czerwonych szelkach, tak jak w filmie "Wall Street". To rzeczywiście zrobiło ogromne wrażenie.

fot. Reporter Poland/East News

Chodziło o to, by przekonać opinię publiczną do giełdy. W celach marketingowych trzeba było wszystko trochę podrasować. Zdjęcia miały pokazać nastanie nowej ery w Polsce. Obraz maklera w czerwonych szelkach ze słuchawką telefonu przy uchu w dawnym budynku KC robił wrażenie. Niewielu miało pojęcie, że telefony nie działały, bo nie zostały podłączone do sieci. Na zdjęciu jednak tego nie widać. GPW zostało dobrze przyjęte przez społeczeństwo.

Był to dla pana przejmujący moment?

Jeden z bardziej przejmujących i wzruszających w życiu. Tego samego dnia zostałem poproszony o wystąpienie na posiedzeniu Rady Ministrów, na którym mogłem z dumą ogłosić, że po 52 latach komunizmu po raz pierwszy zostały ogłoszone kursy, czyli wartość spółek na polskiej giełdzie. To był dla mnie początek przemian na polskim rynku, którego GPW stała się głównym elementem.

Podczas pierwszej sesji można było kupić akcje zaledwie pięciu spółek: Tonsilu, Próchnika, Krosna, Kabli i Exbudu. Pod koniec roku było ich już dziewięć, po dwóch latach ponad dwa razy więcej, a po czterech ponad siedmiokrotnie więcej niż w 1991 roku.

Pierwszy system był niezwykle prosty. Giełda działała w systemie tzw. fixingu, czyli jednolitego kursu dnia. Zlecenia należało złożyć przed sesją, maklerzy obliczali kurs dnia i tyle. Dlatego na początku sesja giełdowa odbywała się raz w tygodniu i trwała zaledwie dwie godziny. Inwestorzy zawarli zaledwie 112 transakcji. Do pięciu sesji w tygodniu dochodziliśmy stopniowo. Nastąpiło to w 1994 roku.

Początkowo na pierwszych sesjach były duże emocje, ale nie wynikające z obrotów na giełdzie. Ówczesny obrót w dzisiejszej walucie wynosił zaledwie 1990 złotych. Dopiero po dwóch, trzech latach, kiedy zaczęła się bańka spekulacyjna, a ceny zaczęły rosnąć, tłumy ruszyły do domów maklerskich, a na założenie rachunku trzeba było czekać nawet parę tygodni. Obroty rosły i przekroczyły możliwości domów maklerskich.

Przyszli też pierwsi w powojennej historii giełdy oszuści. Poznańska WIRR-ówka mocno zapadła Panu w pamięci?

Była to najsłynniejsza sprawa związana z manipulacją kursem na GPW. Grupa inwestorów działająca w latach 1995-1997 wpływała na notowania trzech spółek o małej płynności: Domplastu, Chemiskóru i EchoPress z indeksu WIRR.

Na czym polegał mechanizm?

Na kupowaniu i sprzedawaniu między sobą akcji i doprowadzaniu do znacznej zwyżki kursów spółek. Chodziło o wciągnięcie do gry nieświadomych inwestorów skuszonych drożejącymi papierami, tak by móc odsprzedać akcje po sztucznie zawyżonej cenie, osiągając tym samym pokaźne zyski z transakcji. Sprawa WIRR-ówki pokazała, jak bardzo nieudolna i bezradna była prokuratura w kwestii postawienia zarzutów i skazania oszustów.

Niedoświadczeni prokuratorzy nie mieli dotąd do czynienia z takimi sprawami?

Niestety nie, ale prawda jest taka, że nieudolność to bolączka naszego wymiaru sprawiedliwości, z którą nadal mamy do czynienia. Nieumiejętność postawienia zarzutów i skazania winnych manipulacji jest poważnym minusem polskiej giełdy. Udowodnienie działań manipulacyjnych nigdzie nie jest łatwe, lecz w USA udaje się to częściej niż w Europie. Polska odstaje nawet od standardu europejskiego. Jest bardzo wiele do zrobienia w tej dziedzinie.

*A w innych? *Nie mamy się czego wstydzić. Jeśli chodzi o infrastrukturę rynku, to niczego nam nie brakuje. Nasze standardy są na bardzo dobrym poziomie.

fot. Wojtek Laski/East News

Mało kto pamięta, że w tworzeniu pierwszej powojennej polskiej giełdy pomagali nam Francuzi. Na czym polegała ich rola?

Jedną z pierwszych decyzji, jakie podjąłem, było wyłonienie jednego, całościowego, doświadczonego doradcy. Lista rzeczy, które należało uwzględnić uruchamiając giełdę, była astronomicznie długa: od technik komputerowych, przez zasady handlu i działania marketingowe – długo można by wymieniać. U nas tej wiedzy nie było. Potrzebowaliśmy kogoś, kto wziąłby wspólnie z nami odpowiedzialność za ten projekt. Oferty były trzy: amerykańska, ówczesnej firmy doradczej Artur Andersen oraz Spółki Giełd Francuskich wraz z centralnym depozytem francuskim Sicovam.

Dlaczego Francuzi?

Pozostałe dwie propozycje były niekompletne. Poza tym ich giełda funkcjonuje nieprzerwanie od ponad 200 lat, a dodatkowym argumentem przemawiającym za ich wyborem było to, że strona francuska zapewniała finansowanie z Fundacji France Pologne.

My nie mieliśmy pieniędzy. Ustawa budżetowa nie uwzględniała finansowania tworzącej się giełdy. A jak wiadomo, jeśli nie ma czegoś zapisanego w budżecie, pieniędzy się nie otrzyma. Koszty pokryła więc za nas Fundacja France Pologne.

Przekonujący prezent.

Dodatkowo istotną cechą propozycji francuskiej było rozłożenie budowy warszawskiego parkietu na etapy. Plan był taki, aby jak najszybciej uruchomić giełdę, a potem sukcesywnie ją rozbudowywać. Proszę zauważyć, że udało nam się to w zaledwie pół roku! To rekord, z jakim do dziś nie sposób się mierzyć. W połowie października 1990 roku podpisaliśmy umowę, a już w 16 kwietnia 1991 odbyła się pierwsza sesja giełdowa.

Symbolicznie oznajmił ją dźwięk dzwona, który również był podarunkiem.

Zgadza się. Pierwszy dzwonek do sygnalizowania początku notowań dostaliśmy w prezencie od naszych francuskich przyjaciół.

Od tamtego pamiętnego dnia minęło 25 lat. Co się stało z tym dzwonem?

Przez lata kwestię dzwona owiewała tajemnica. Z niewiadomych przyczyn dzwon giełdowy stracił dźwięk. Szybko podjęto decyzję, aby go wymienić. W ciągu jednego dnia podmieniono go na nowy dzwon żeglarski. Co się stało ze starym? Przyznam się, że wziąłem go na pamiątkę. Do dziś stoi u mnie w mieszkaniu na eksponowanym miejscu pośród nagród, którymi mnie uhonorowano przez te przeszło 15 lat prowadzenia giełdy.

W perspektywie ćwierćwiecza, które wydarzenie było w pańskiej ocenie przełomowe?

Takich przełomów było kilka. Wprowadzenie pełnego systemu francuskiego, potem uruchomienie notowań ciągłych w lipcu 1996 roku, czy debiut akcji GPW na GPW w 2010 roku. Ale istotnym momentem było także uruchomienie Wersetu, nowoczesnego systemu zleceń.

I pewnie rok 2013, czyli zastąpienie Warsetu nowocześniejszym UTP, który zwiększył wydajność z 850 zleceń na sekundę do 20 tysięcy.

Z pewnością była to zmiana jakościowa, ale przełomem bym tego nie nazwał. Wprowadzenie Warsetu było zmianą architektury giełdy, która polegała na wprowadzaniu klient serwer. Oznacza to, że cały system domu maklerskiego komunikował się bezpośrednio z systemem giełdy. Przed tym tego nie było, działały jedynie stacje robocze podłączone do centralnego sytemu GPW. Warset łączył dwa systemy informatyczne. Natomiast UTP zwiększył jedynie wydajność, której i tak nie jesteśmy w stanie wykorzystać.

Jak pan widzi przyszłość polskiej giełdy? Dużo mówiło się o pomysłach połączenia jej w większą całość.

Ta sprawa jest nieaktualna. Nigdy nie byłem zwolennikiem połączenia się z Grupą Wiedeńską, czyli giełd: Wiedeń, Budapeszt, Praga, Lublana. W trakcie rozważania akcesu cały ten układ się rozsypał. Wciąż uważam, że nasza giełda powinna iść drogą aktywizacji polskiego rynku kapitałowego i przez nasz silny biegun wzrostowy ściągać do Warszawy inwestorów i spółki z regionu.

Zawsze wierzyłem w strategię opartą na silnej polskiej gospodarce, silnym rynku kapitałowym. Przez 25 lat giełda udowodniła, że może dobrze służyć polskiej gospodarce. To, co mnie dziś niepokoi, to fakt, że we wstępnym planie Morawieckiego hasło GPW nie pojawia się ani razu. Mam nadzieję, że to jedynie przeoczenie, a giełda znajdzie należne sobie miejsce w programie gospodarczym. To przecież centrum zdobywania kapitału dla polskich innowacyjnych przedsiębiorstw.

giełda
wiadomości
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(0)