Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
Mateusz Ratajczak
Mateusz Ratajczak
|

Polskie firmy chcą podbijać kosmos. Właśnie powstaje pierwszy polski komercyjny satelita

0
Podziel się:

40 lat temu Polska wysłała w kosmos pierwsze urządzenie badawcze - aparat przeznaczony do badania promieniowania. Za projekt odpowiadała Polska Akademia Nauk, a urządzenie weszło w skład satelity Interkosmos-9, który uległ zniszczeniu w 1973 roku. Wraz z nim, przepadł pierwszy polski wkład w odkrywanie kosmosu. Konsorcjum ośmiu polskich firm właśnie ogłosiło pracę nad pierwszym polskim satelitą komercyjnym. 40-kilogramowy sprzęt będzie kosztował kilkadziesiąt milionów złotych.

Polskie firmy chcą podbijać kosmos. Właśnie powstaje pierwszy polski komercyjny satelita
(Pixabay.com/Domena publiczna)

Ponad 40 lat temu Polska wysłała w kosmos pierwsze urządzenie - aparat przeznaczony do badania promieniowania. Za projekt odpowiadała Polska Akademia Nauk, a urządzenie weszło w skład satelity Interkosmos-9, który uległ zniszczeniu w 1973 roku. Wraz z nim, przepadł pierwszy polski wkład w odkrywanie kosmosu. Po latach polskie firmy chcą odkurzyć marzenia o podbiciu kosmosu. Konsorcjum siedmiu spółek właśnie ogłosiło pracę nad pierwszym polskim satelitą komercyjnym. 40-kilogramowy sprzęt będzie kosztował kilkadziesiąt milionów złotych.

- To będzie pierwszy satelita stworzony przez polskie konsorcjum przemysłowo-naukowe - tłumaczy money.pl dr Grzegorz Brona, prezes Creotech Instruments, spółki będącej liderem całego konsorcjum - Poprzednie satelity: PW-Sat, Lem i Heweliusz zostały zbudowane przez instytucje naukowe i nie wykraczały poza świat nauki. Ich głównym zadaniem było testowanie nowych technologii na orbicie. Nasz sprzęt będzie satelitą komercyjnym, a jego budowa jest znacznie bardziej złożona i długotrwała - zaznacza dr Brona. O tym, że projekt jest skomplikowany świadczą liczby - sprzęt będzie musiał spełnić 10 tysięcy różnego rodzaju wymagań.

Satelita będzie częścią światowego systemu "Automatycznej Identyfikacji Statków". AIS ma gwarantować bezpieczeństwo ruchu morskiego. W jaki sposób? W system wyposażone są statki i obsługa brzegowa, a dzięki łączności przez satelitę na bieżąco można monitorować trasy statków i uniknąć kolizji. Informacje o tym gdzie jest statek, z jaką prędkością się porusza i w jakim kierunku, są wysyłane co 2 sekundy. W tej chwili na orbicie jest kilka podobnych urządzeń. Ale jak zapewnia dr Brona - nie będą konkurencyjne w stosunku do polskiego projektu. - Amerykanie raczej są zainteresowani rozwiązaniami wojskowymi, mają w końcu ogromną flotę na całym świecie. Wygląda na to, że będziemy współpracować z rozwiązaniami norweskimi. W tej chwili pokrycie mórz i oceanów wynosi niewiele ponad 30 procent, więc potencjał rozwoju jest spory - tłumaczy prezes.

Chociaż satelita stanie się częścią AIS, nie oznacza to, że będzie dbał tylko o bezpieczeństwo statków. Konsorcjum wciąż zastanawia się, jakie moduły może zainstalować w satelicie. Spółka zarabia na konstrukcji - zlecenie z reguły jest od rządu lub instytucji - ale może również sprzedawać otrzymywane z satelity dane. Są to na przykład informacje związane z pogodą, położeniem obiektów (samochodów).

Inwestycja na starcie będzie kosztować kilka milionów złotych - to tylko cena opracowania i rozrysowania projektu satelity. Jego budowa i wysłanie w przestrzeń kosmiczną pochłoną z kolei kilkadziesiąt milionów. Ostateczny kosztorys nie jest jeszcze zamknięty. Konsorcjum zastanawia się, w jaki dodatkowy sprzęt może wyposażyć satelitę i później na tym zarabiać. Satelita zostanie stworzony na zlecenie Europejskiej Agencji Kosmicznej. A to oznacza, że koszta również pokryje Agencja, w której Polska jest od 2012 roku.

Prace nad budową rozpoczęły się już w 2014 roku, ale zakończą się dopiero w 2020-2021 roku, kiedy satelita trafi na orbitę. Konsorcjum nie wie jeszcze, jaka rakieta i skąd wyniesie sprzęt w przestrzeń kosmiczną. Trudno również powiedzieć, ile czasu będzie pracować w kosmosie.

Budowa komercyjnego polskiego satelity nie byłaby możliwa, gdyby nie współpraca kilku instytucji. Konsorcjum składa się aż z 8 podmiotów - to zarówno firmy, jak i uczelnie. Nad satelitą wspólnie pracować będą specjaliści z Creotech Instruments (polska firma sektora kosmicznego, główna firma całego przedsięwzięcia), Hertz Systems (odpowiadać będzie za mechanizm strojenia czasu i pozycji satelity), Atos Polska (zajmie się sprowadzaniem i przetwarzaniem danych), Śląskiego Centrum Naukowo-Technologicznego, Centrum Badań Komicznych PAN, Państwowego Instytutu Łączności i Akademii Morskiej w Gdyni.

Tak duże zainteresowanie nie powinno wcale dziwić. Polskie firmy doskonale zdają sobie sprawę, jak dużą szansą jest sektor kosmiczny. - W biznesie kosmicznym dopiero zaczynamy. Istotne jest znalezienie niszy, która nie jest zagospodarowana. Naturalnie kraje zachodnie, USA, Francja, Wielka Brytania, Niemcy wystartowały w przemyśle kosmicznym wcześniej. Miały wystarczająco czasu, żeby zbudować umiejętności i sposoby projektowania sprzętu, który leci w kosmos. Polskie firmy dopiero takich nisz muszą szukać - tłumaczył dr Brona w programie "To się liczy". - W kosmosie są kosmiczne pieniądze, ale trzeba uzbroić się w cierpliwość - dodał dr Brona.

Zobacz także: Zobacz także: Czy w kosmosie są kosmiczne pieniądze, jak zdobyć intratne zlecenie i na czym można zarobić we wszechświecie?

- Kosmos jest ważny. Ja to nie tylko czuję, ja to wiem. To jest wielka szansa dla Polski. Wiele krajów partycypuje w kosmicznych programach, bo to daje dostęp do nowych technologii. Krótko mówiąc - każdy dolar włożony na takie inwestycje wraca czterokrotnie. To się bardzo opłaca, ale wciąż dziwnie patrzymy na te kwestie - mówił w rozmowie z money.pl Mirosław Hermaszewski, pierwszy i wciąż jedyny Polak w kosmosie.

Studenci pierwsi podbijali kosmos

Pierwszym polskim satelitą w przestrzeni kosmicznej. PW-Sat, stworzony przez studentów Politechniki Warszawskiej przy współpracy z Centrum Badań Kosmicznych PAN. Satelita testował system ograniczania liczby kosmicznych śmieci - po zakończeniu swojej misji miał spaść z orbity i spalić się w atmosferze. Z roku na rok kosmicznych odpadków, takich jak stare satelity i ich części, jest coraz więcej. NASA szacuje ich liczbę na 24 tysiące sztuk - dlatego ważne jest ich szybkie usuwanie. Choć są niewielkie, to poruszają się z prędkością aż 36000 km/h i mogą uszkodzić działające w kosmosie bardzo kosztowe urządzenia, a nawet zagrozić życiu kosmonautów na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej.

- Gdyby eksperyment się powiódł, nasz system mógłby stać się opatentowaną technologią - tłumaczyła money.pl Inna Uvarova, koordynatorka projektu w Studenckim Kole Astronautycznym PW. Misja niestety się nie powiodła. Po umieszczeniu sprzętu w kosmosie okazało się, że wada fabryczna jednego z modułów uniemożliwia przyjmowanie poleceń z ziemi.

Drugim satelitą z Polski był Lem, który nazwę otrzymał na cześć polskiego pisarza fantastyka. Po co go zbudowaliśmy? Jego zadaniem jest robienie zdjęć, umożliwiających lepsze zrozumienie budowy gwiazd i źródła ich światła. Mała kamera w kosmosie dostrzeże zdecydowanie więcej, niż ogromny teleskop na lądzie, gdyż obserwacje z ziemi narażone są na zakłócenia atmosferyczne. By ominąć te problemy potrzeba ogromnych, nawet 10 metrowych, drogich lunet, do których dostęp mają tylko nieliczni badacze.

Satelita na orbitę wysłany został w listopadzie 2013 roku z bazy w Rosji, za pomocą dawnej rakiety wojskowej Dniepr. Miejsce na głowicę nuklearną wypełnione zostało sprzętem badawczym, w tym 32 innymi satelitami, które dziś krążą 800 km nad naszymi głowami.

Kolejnym - również naukowym i studenckim projektem - był Heweliusz. Trafił w przestrzeń kosmiczną w sierpniu 2014 roku. Lem i Heweliusz ważą mniej niż 10 kilogramów i mają rozmiary pudełka do butów, dlatego należą do kategorii nano.

wiadomości
gospodarka
najważniejsze
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(0)