Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
Mateusz Ratajczak
Mateusz Ratajczak
|

PiS nie może zdecydować się, czy lubi banki. Raz bije po głowie, raz chce się zaprzyjaźnić [FELIETON]

0
Podziel się:

Rząd Prawa i Sprawiedliwość nie może się zdecydować, co myśleć o bankowcach w Polsce. Jedną ręką bije ich po głowie podatkiem bankowym, a drugą rękę podaje i zaprasza do współpracy. Skąd to rozdwojenie jaźni? Bo to właśnie banki uratują rządowy program "Rodzina 500+" - komentuje Mateusz Ratajczak, dziennikarz money.pl.

PiS nie może zdecydować się, czy lubi banki. Raz bije po głowie, raz chce się zaprzyjaźnić [FELIETON]
(East News/Andrzej Hulimka/REPORTER)

Zróbmy szybki przegląd wypowiedzi Beaty Szydło na temat banków i bankowców:

  • Wrzesień 2010. "Panie premierze, dlaczego nie chce pan łupić banków, a chce pan łupić obywateli? Dlaczego nie chce pan wprowadzić podatku bankowego, a zgadza się pan na podwyżkę VAT i wzrost cen żywności, energii, podręczników szkolnych?".
    • Marzec 2016. "Łączymy świat biznesu, finansów i gospodarki z problemami społecznymi. 18 banków dołączy do grona przyjaciół programu Rodzina 500+" - tak, w zdecydowanie cieplejszych słowach, o bankach wypowiadała się we wtorek premier Beata Szydło. Od wczoraj wiemy, że 18 instytucji finansowych pomoże rządowi z programem "Rodzina 500+".

Prawo i Sprawiedliwość właśnie udowadnia, że w świecie polityki nie ma "wiecznych wrogów". Jeszcze niedawno - w ocenie polityków PiS - bankowcy wyprani z resztek patriotyzmu bez mrugnięcia okiem wywozili wypracowany w Polsce zysk za granicę.

Dziś opodatkowane przez PiS banki trafiają do grona przyjaciół rządowego programu. Dodajmy - najważniejszego programu obecnego rządu. I z pewnością na miano przyjaciół bankowcy nie mogliby liczyć, gdyby nie fakt, że rząd jest pod ścianą. To właśnie banki ratują sukces sztandarowego projektu Prawa i Sprawiedliwości.

Jak to możliwe? Rząd doskonale zdaje sobie sprawę, że bez wsparcia systemów transakcyjnych banków 1 kwietnia byłby wielką klapą. Tego dnia ruszy składanie wniosków o pieniądze z programu "Rodzina 500+". Polacy według pierwszych zapowiedzi mieliby do wyboru kilka sposobów składania dokumentów - osobiście w urzędzie lub przez internet. Problem w tym, że wszystkie internetowe systemy e-administracji i tak wymagają wcześniejszej wycieczki do urzędu.

Dokumenty można wysłać przez portal Emp@tia, Platformę Usług Elektronicznych ZUS czy w końcu przez elektroniczną Platformę Usług Administracji Publicznej (w skrócie znaną ePUAP). Możliwości wiele, problem ten sam. Wniosek trzeba potwierdzić albo bezpiecznym podpisem elektronicznym, albo profilem zaufanym. A żeby te mieć i tak swoje w urzędzie trzeba odczekać. Z wspomnianymi systemami jest jeszcze drugi problem - nie zostały przygotowane do obsłużenia tak dużej liczby wniosków w krótkim czasie. Nie ma więc wątpliwości, że zdecydowana większość osób nie skorzysta z tej pół-internetowej opcji. Po co chodzić do urzędu dwa razy, skoro można tylko raz?

Z tego powodu Polacy prawdopodobnie masowo wybraliby jednak osobiste złożenie wniosku. I tutaj dla Prawa i Sprawiedliwości pojawiał się inny problem - czy samorządy będą przygotowane? Wadim Tyszkiewicz, prezydent Nowej Soli nie tak dawno pisał na swoim profilu społecznościowym, że rząd 1 kwietnia poważnie się zdziwi, bo zamiast "500+" będzie raczej prima aprillisowy żart. Lokalne władze - oprócz szkoleń - nie uzyskały żadnego dodatkowego wsparcia finansowego i mogą po prostu się nie wyrobić. Albo w najlepszym przypadku po prostu działać powoli.

Zresztą w lokalnych władzach tkwi jeszcze inny problem - polityczny. Samorządy (kontrolowane w większości przez koalicję Platformy Obywatelskiej z Polskim Stronnictwem Ludowym)
mogłyby w banalnie prosty sposób zablokować start programu. I rząd, który wziął na siebie cały ciężar promowania inicjatywy, nie mógłby tak łatwo zrzucić odpowiedzialności za porażkę na samorząd. Bo "Rodzina 500+" ma twarz polityków Prawa i Sprawiedliwości. Polityczne ryzyko jest zbyt duże, część samorządów po prostu trzeba od systemu odciąć. Jak? Najlepiej oferując dobrą alternatywę. Na przykład w postaci bankowości elektronicznej, z której korzysta już 14 mln Polaków.

Jak to będzie wyglądać? Wystarczy zalogować się do internetowego systemu transakcyjnego jednego z 18 banków i złożyć wniosek. Dokładnie tak samo jak wniosek o kredyt czy kartę kredytową. Nasza tożsamość jest już przez bank potwierdzona, autoryzację dodatkowo uwierzytelnimy przecież hasłem SMS. Nie będzie potrzebny profil zaufany, nie będzie potrzebna wycieczka do urzędu. Efekt? Polacy nie staną w kolejkach przed urzędami. Nie będzie obrazków zirytowanych rodziców z dziećmi. Będą za to komunikaty resortu - ile osób już wysłało wniosek.

Za pomysł wejścia w koalicję z bankami w dużej mierze odpowiada Anna Streżyńska, minister cyfryzacji. I trzeba przyznać, że to rozwiązanie dotąd w Polsce niespotykane. Ten jeden manewr pokazuje, że dla e-administracji w Polsce wciąż jest szansa. Sama Streżyńska w wielu środowiskach uchodzi za najlepiej merytorycznie przygotowanego ministra. Nie afiszuje się w mediach, bo pracuje.

Zresztą wiele wskazuje na to, że ręka do banków zostanie wyciągnięta jeszcze nie raz. "Rodzina 500+" będzie polem testowym. Gdy wszystko wypali, rząd pójdzie krok dalej - przez system transakcyjny banku Polacy będą mogli potwierdzać wspomniany już profil ePUAP. Miliony obywateli mogłoby w ten sposób bez wychodzenia z domu stworzyć konto i załatwiać (część) spraw urzędowych przez sieć.

banki
wiadomości
gospodarka
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(0)