Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
Jacek Bereźnicki
Jacek Bereźnicki
|

Afera SKOK Wołomin. Działania syndyka i komisarza pod lupą prokuratury

0
Podziel się:

Sprawy walczących o swoje 120 mln zł członków kasy przybrały zły obrót wraz z powołaniem nowego komisarza SKOK-u Wołomin.

Afera SKOK Wołomin. Działania syndyka i komisarza pod lupą prokuratury
(PAP/Leszek Szymański)

Afera SKOK Wołomin nie zakończyła się wraz z upadłością kasy. - Trwa próba legalizacji wyłudzonych kredytów pod nosem instytucji państwa - twierdzi grupa poszkodowanych, która dotąd nie odzyskała 120 mln zł depozytów. Prokuratura zaś wszczęła śledztwo w sprawie niedopełnienia obowiązków przez syndyka i sędziego-komisarza.

Aktualizacja 13:44

Kto w SKOK Wołomin miał mniej niż 100 tys. euro depozytu, ten pieniądze odzyskał - w ramach wypłat z Bankowego Funduszu Gwarancyjnego. Jednak blisko 800 osób, które na kontach w kasie miało większe kwoty, dotąd nie odzyskało ok. 120 mln zł. To właśnie ta grupa - przez reprezentujące ich Stowarzyszenie Wspierania Spółdzielczości Finansowej im. Św. Michała - domagała się, by sprawą zajęła się prokuratura.

- To jest największy przekręt finansowy w historii Polski, w którym kosztem Bankowego Funduszu Gwarancyjnego zostały wyprowadzone ponad 2 mld zł, a za chwilę zostaną zalegalizowane - mówi money.pl Piotr Stasiewicz ze stowarzyszenia im. Św. Michała.

Na czym według niego polega mechanizm legalizacji pieniędzy ze SKOK-u Wołomin? - Jeśli pan wyłudziłby wcześniej takie kredyty, to kupując od syndyka taki pakiet za grosze, może pan sobie te pieniądze w 100 proc. zalegalizować. Nawet po opłaceniu podatku jest pan legalnym posiadaczem pieniędzy, które wcześniej pan wyłudził - przekonuje.

Stasiewicz jest jedną z 781 osób, które w SKOK-u Wołomin trzymały lokaty o wartości przekraczającej równowartość 100 tys. euro. Jak mówi, wielu z poszkodowanych w aferze straciło dorobek życia, który zainwestowały w korzystnie oprocentowane depozyty w wołomińskiej kasie. - Z tego powodu mamy determinację, by walczyć - deklaruje.

Argumenty stowarzyszenia okazały się na tyle przekonujące, że Prokuratura Okręgowa Warszawa-Praga podjęła decyzję o wszczęciu śledztwa. Rzecznik Renata Mazur w rozmowie z money.pl podkreśla jednak, że na obecnym etapie śledztwo jest prowadzone w sprawie, a nie przeciw konkretnym osobom.

Śledczy wzięli pod lupę dwie sprawy: zaniechanie podjęcia przez syndyka prób sprzedaży upadłej kasy w całości - ze szkodą dla prywatnych wierzycieli. A także wydanie z depozytu sądowego przez sędziego-komisarza syndykowi kwot objętych przez syndyka.

Stowarzyszenie kontra syndyk

Stowarzyszenie poszkodowanych niemal od samego początku procesu upadłościowego walczy z syndykiem masy upadłościowej Lechosławem Kochańskim. Główny zarzut? Konsekwentne dążenie do sprzedaży masy upadłościowej - a tak naprawdę portfela kredytowego SKOK-u Wołomin - w częściach, a nie w całości.

Dlaczego to tak istotne? Zgodnie z art. 438 prawa upadłościowego nabywca upadłego banku lub kasy "przejmuje zobowiązania z tytułu rachunków bankowych". W praktyce oznacza to, że gdy sprzedawany jest upadły bank, to bezpieczne są nawet te depozyty, które nie są gwarantowane przez BFG. Zostają po prostu przeniesione do banku-nabywcy.

W prawie jest jednak furtka: "jeżeli przedsiębiorstwo bankowe nie jest sprzedane w całości, syndyk za zezwoleniem sędziego-komisarza przystąpi do sprzedaży poszczególnych składników majątku upadłego banku". W tym przypadku nie ma jednak mowy o przejęciu przez nabywców zobowiązań z tytułu rachunków bankowych. Co w praktyce pozbawia poszkodowanych depozytariuszy szans na odzyskanie choćby części pieniędzy. Art. 440 stanowi bowiem, że "należności Bankowego Funduszu Gwarancyjnego (...) ulegają zaspokojeniu w kategorii pierwszej".

- Od chwili ogłoszenia upadłości SKOK-u Wołomin wchodzi pan Kochański, który od razu wszystko likwiduje. Wszystko. Bez żadnych list wierzytelności składa wniosek do sądu o sprzedaży kredytów z wolnej ręki - mówi Stasiewicz. - Uniemożliwia spłatę kredytów, zamykając oddziały. Nie informuje ludzi, jak mają spłacać kredyty, a potem mu wychodzi, że ma 90 proc. niespłacanych kredytów. W tej sytuacji występuje od razu z wnioskiem o sprzedaż SKOK-u Wołomin w częściach, czyli z wolnej ręki, dowolnym firmom, w dowolnej części, bez kontroli sądu - wymienia przedstawiciel poszkodowanych.

- To jest posługiwanie się argumentami bez znajomości akt sprawy i specyfiki postępowania upadłościowego - odpiera zarzuty Lechosław Kochański. W rozmowie z money.pl syndyk przekonuje, że na przeszkodzie sprzedaży SKOK-u Wołomin w całości stoi fakt, że sąd dotąd nie powołał biegłego do wyceny masy upadłościowej kasy. - Nie mogę sprzedać przedsiębiorstwa, a nawet podjąć jakiejkolwiek próby, dopóki nie ma wyceny przez biegłego sądowego - utrzymuje.

- To postępowanie jest dla mnie kolejnym potwierdzeniem tezy, że po pół roku prowadzenia postępowania upadłościowego najgorszy jest syndyk. Nikt nie patrzy, kto narozrabiał, ale najgorszy jest syndyk, bo nie wypłaca, czy nie podejmuje prób sprzedaży. Ja tego nie mogę zrobić, dopóki nie będzie pewnych rzeczy, które są ode mnie niezależne - mówi Lechosław Kochański.

Kochański nie chce komentować podjętego przez Prokuraturę Warszawa-Praga śledztwa. - Wolę się nie wypowiadać na ten temat, nie wiem, co jest w zawiadomieniu, a jestem też związany tajemnicą.

Rada wierzycieli

O losie SKOK Wołomin decydować ma przede wszystkim rada wierzycieli. Jest w niej przedstawiciel BFG (po wypłacie 2,25 mld zł świadczeń fundusz formalnie posiada 95 proc. wszystkich wierzytelności upadłej kasy), jest i przedstawiciel NBP. Do niedawna była też w radzie posiadaczka depozytu przekraczającego wartość 100 tys. euro. Ale zrezygnowała.

Przedstawiciele poszkodowanych obawiali się, że skład rady (w której wystarczy większość 2/3 głosów), przekreśli ich szanse na odzyskanie pieniędzy. BFG bowiem nie ukrywał, że jest za sprzedażą SKOK-u Wołomin w częściach. Prezes BFG Jerzy Pruski dał temu wyraz w piśmie z maja 2015 r. do ówczesnego ministra finansów Mateusza Szczurka. Przekonywał, by nie stosować wspomnianego wyżej art. 438 prawa upadłościowego, ponieważ - jak stwierdził - stoi to w sprzeczności z dyrektywami Parlamentu Europejskiego i Rady Unii Europejskiej.

W sądzie upadłościowym BFG złożył też wniosek o zmianę postanowienia, które uniemożliwiało sprzedaż SKOK-u Wołomin w częściach. Jednak sąd w lipcu 2015 r. wniosek BFG odrzucił. Rolą Funduszu w postępowaniu upadłościowym w międzyczasie zainteresowało się Ministerstwo Finansów, które poprosiło o wyjaśnienia.

Pierwsze posiedzenie rady wierzycieli zaplanowano na 25 lutego. Odbyło się, mimo że tydzień wcześniej Prokuratura Warszawa-Praga złożyła do sądu upadłościowego pismo, w którym zwróciła się o przełożenie posiedzenia. Kolejne odbyło się 1 marca.

Jak dowiedzieliśmy się w poniedziałek od syndyka Kochańskiego, rada wierzycieli, w której zasiadają tylko przedstawiciele BFG i NBP, przyjęła uchwałę o... podjęciu próby sprzedaży SKOK-u Wołomin w całości. - Nadgwaranci ze stowarzyszenia powinni być bardzo zadowoleni - stwierdza syndyk.

Co na to stowarzyszenie? - Sprawa zrobiła się zbyt głośna, o co zresztą zabiegaliśmy, włącznie ze śledztwem prokuratury - komentuje Piotr Stasiewicz. - Bardzo ciężko byłoby wytłumaczyć się konkretnym urzędnikom z BFG, jak również sędziemu, dlaczego podejmowali takie, a nie inne decyzje. Bo były to działania bezprawne - przekonuje przedstawiciel stowarzyszenia im. św. Michała. Teraz on i reszta poszkodowanych musi czekać, jakie działania pójdą za uchwałą.

Z tygodniowym opóźnieniem, dopiero w czwartek bardziej precyzyjne informacje na temat podjętej uchwały przekazał money.pl sąd. Jak się okazuje, zgodnie z zaaprobowanymi propozycjami syndyka, próba sprzedaży upadłej kasy ma zostać podjęta tylko raz. W razie jej niepowodzenia, rada wierzycieli zostanie "niezwłocznie" zwołana, by rozważyć podjęcie uchwały o odstąpieniu od sprzedaży SKOK-u Wołomin jako całości.

Kto czego zaniedbał

Stasiewicz sugeruje, że dwuznaczną rolę w sprawie odegrała Komisja Nadzoru Bankowego, która miała przymykać oko na proceder wyprowadzania pieniędzy ze SKOK-u Wołomin, pomimo podjęcia formalnych działań nadzorczych. Zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa niedopełnienia obowiązków przez szefa Andrzeja Jakubiaka i dwóch jego zastępców do Prokuratury Generalnej kilka miesięcy temu złożył nawet poseł PiS (obecnie wiceminister infrastruktury) Jerzy Szmit, ale Prokuratura Okręgowa w Warszawie nie dopatrzyła się w działalności szefów KNF-u znamion czynu zabronionego.

KNF zdecydowanie wszelkie zarzuty odpiera. Na dowód swojej istotnej roli i zagrożenia dla działającej w SKOK-u Wołomin grupy przypomina fakt pobicia zastępcy przewodniczącego KNF Wojciecha Kwaśniaka w kwietniu 2014 roku. Jednocześnie KNF obciąża Kasę Krajową SKOK, wskazując, że "nigdy nie zawiadomiła prokuratury o podejrzeniu popełnienia przestępstwa w SKOK Wołomin oraz nie przekazała KNF protokołów z lustracji i kontroli w SKOK Wołomin". - Dokumenty odnalezione przez zarządcę komisarycznego wskazują, że Kasa Krajowa wiedziała o procederze w SKOK Wołomin w 2008 r., ale nie zawiadomiła o nim prokuratury - twierdzi KNF.

Rzecznik Kasy Krajowej SKOK Andrzej Dunajski w rozmowie z money.pl deklaruje, że nie da się wciągać w "odbijanie piłeczki" z KNF-em. Twierdzi, że Kasa Krajowa wskazywała KNF na problemy w działalności SKOK Wołomin.

Andrzej Dunajski wskazuje także, że "Kasa Krajowa nie otrzymała propozycji wsparcia płynnościowego SKOK Wołomin ze strony NBP". Narodowy Bank Polski odpowiada na to, że od czasu zmiany przepisów w grudniu 2013 roku "nie może udzielać bezpośredniego wsparcia płynnościowego spółdzielczym kasom oszczędnościowo-kredytowym".

Lechosław Kochański w połowie lutego złożył w Prokuraturze Okręgowej w Warszawie zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa bezprawnego wpłynięcia na organ postępowania upadłościowego. Jak wyjaśnił, 8 lutego otrzymał mail z pogróżkami, którego intencją miało być nakłonienie go do sprzedaży SKOK-u Wołomin w całości. Prokuratura uznała jednak, że tego typu zawiadomieniem powinna zająć się policja i przekazała je do rozpoznania Komisariatowi Warszawa-Żoliborz. Sprawa jest w toku.

Na kolejnej stronie - rozmowa z Piotrem Stasiewiczem i syndykiem Lechosławem Kochańskim.

Rozmowa z Piotrem Stasiewiczem

Rozmowa z Lechosławem Kochańskim*

wiadomości
gospodarka
najważniejsze
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(0)