Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
Przemysław Ciszak
Przemysław Ciszak
|

Zakaz sprzedaży alkoholu się nie opłaca. Ludzie piją tyle samo, państwo traci miliardy

1
Podziel się:

Równo 96 lat temu w USA zaczęła się prohibicja. Amerykański rząd wycofał się z niej po 13 latach, ale te idee wciąż są żywe. Jedną z nich właśnie forsuje rządowa agencja w Polsce.

Zakaz sprzedaży alkoholu się nie opłaca. Ludzie piją tyle samo, państwo traci miliardy
(Big City Lights)

Równo 96 lat temu w USA zaczęła się prohibicja. Amerykański rząd w końcu jednak uznał, że lepiej inkasować kilka miliardów dolarów rocznie, niż prowadzić kosztowną wojnę z alkoholowym podziemiem. Ale idee rodem z czasów prohibicji wciąż są żywe. Również w Polsce, czego dowodem są najnowsze pomysły rządowej agencji.

16 stycznia 1920 roku specjalną poprawką rząd USA wprowadził na terenie całego kraju obowiązkową prohibicję. Po 13 latach wycofał się z tego eksperymentu. Dziś amerykański budżet tylko z akcyzy na wysokoprocentowy alkohol zarabia ponad 20 mld dolarów rocznie - wynika z raportu Distilled Spirits Industry Delivers Steady Growth.

Szlachetny eksperyment, jak nazwano w USA całkowity zakaz sprzedaży i produkcji alkoholu wprowadzony został po zaledwie dwunastogodzinnej debacie, a zawierający zaledwie 112 słów akt uzupełniła tzw. "ustawa Volsteada", którą Kongres uchwalił pomimo sprzeciwu prezydenta Woodrowa Wilsona. To ona doprecyzowała, jakie trunki i na jakich warunkach można było sprowadzać i sprzedawać na terenie USA.

Tym sposobem wszelkie browary, gorzelnie oraz winiarnie zostały zdelegalizowane, a alkohol można było sprowadzać i spożywać jedynie w celach rytualnych oraz medycznych. Eksperyment, który miał na celu ograniczenie spożycia, a co za tym idzie i chorób oraz przestępstw pod wpływem, wygenerował jednak nowe problemy.

Momentalnie rozkwitł czarny rynek. Na nielegalnym handlu winem sprowadzonym w celach liturgicznych przyłapywano kapłanów, a lekarzy na wypisywaniu recept na pintę alkoholu tygodniowo - naturalnie w celach leczniczych. Wzdłuż wschodniego wybrzeża, tuż poza strefą ekonomiczną legalnie pływały kutry i barki, zaopatrujące w trunki podziemne kluby prowadzone przez bogacących się na kontrabandzie gangsterów.

Po 13 latach władze USA ostatecznie przyznały się do porażki, a wprowadzenie prohibicji uznały za błąd, dodając że skuteczne jej egzekwowanie nie jest możliwe. Pod koniec 1933 roku ostatecznie prohibicja została zniesiona, a gospodarka nadwyrężona Wielkim Kryzysem otrzymała pierwszy od ponad dekady zastrzyk gotówki z akcyzy na alkohol.

Relikty prohibicji w USA

Chociaż prohibicja nie obowiązuje już ponad 80 lat, to spuścizną antyalkoholowego prawa przetrwała w niektórych stanach po dziś, a w federalnym prawie wciąż są zapisy ograniczające dostęp do alkoholu. W marketach i supermarketach, ani stacjach benzynowych nie można sprzedawać mocnych alkoholi, ale jedynie niskoprocentowe piwo. Wysokoprocentowe trunki dostępne są jedynie w sklepach, które otrzymały licencję od władz stanowych. Prawo federalne zabrania również sprzedaży alkoholu osobom poniżej 21 roku życia.

Wciąż są stany, w których obowiązuje tzw. "blue laws", które zakazuje handlu alkoholem w niedzielę, a w tygodniu wprowadzają tzw. prohibicję godzinową. Na 50 stanów do 2010 roku prawo to zniesiono w zaledwie 36. W innych restrykcje te starano się liberalizować, jak choćby w stanie Michigan, gdzie uchwalone zostały przepisy, które zakaz sprzedaży alkoholu do południa przesuwały na godzinę 7 rano. Jednak, jeżeli sklepy chcą sprzedawać alkohol od rana, muszą wykupić dodatkową licencję od władz stanowych.

W marcu ubiegłego roku temat prohibicji w USA powrócił za sprawą nowego produktu, który miał wpłynąć na branżę alkoholową. Po tym jak federalny Urząd do spraw Obrotu Alkoholem i Tytoniem wydał zgodę na handel opatentowanego przez firmę Lipsmark alkoholu w proszku, w USA zawrzało. Tak zwany palcohol, zdaniem Urzędu, nie zawiera nielegalnych składników, więc może być sprzedawany na takich samych zasadach jak tradycyjny alkohol. Nim drink instant trafił na półki sklepowe, za sprawą lokalnych lobbystów w 23 stanach jego sprzedaż została jednak wstrzymana. Pojawiły się bowiem głosy, że jest on bardziej szkodliwy niż tradycyjny alkohol w płynie.

Wielu konserwatywnych polityków wciąż przypomina, że liberalne przepisy dotyczące sprzedaży alkoholu przynoszą więcej strat niż pożytku. Powołując się na szacunki Centrum Zwalczania i Zapobiegania Chorobom (CDC) argumentują, że każdego roku nadmierne spożycie alkoholu przez Amerykanów kosztuje gospodarkę USA 249 mld dol.

USA wcale nie były pierwsze

Chociaż amerykańska prohibicja lat 20 ubiegłego wieku jest najbardziej znanym przykładem walki państwa z alkoholem, to USA wcale nie były w tym temacie pionierem. Już w 1908 roku Islandczycy, na drodze referendum, zdecydowali, że chcą wprowadzenia całkowitego zakazu handlu alkoholem. Prawo to oficjalnie zaczęło funkcjonować dopiero 7 lat później.

Restrykcja trwała jednak jedynie do 1921 roku, kiedy postanowiono wyłączyć spod sankcji sprzedaż win, a w 1935 roku, ponownie przez referendum, zalegalizowano również mocniejsze trunki. Podobnie jak w przypadku USA, ważnym czynnikiem okazały się pieniądze. Zniesienie prohibicji miało być sposobem na uniknięcie bankructwa państwa, którego budżet miały ratować wpływy z akcyzy.

Mimo że twarde trunki znów mogły być sprzedawane, przez lata szczątkowa prohibicja wciąż obowiązywała. Aż do 1989 roku na Islandii obowiązywał absolutny zakaz sprzedaży piwa o zawartości alkoholu powyżej 2,25 proc. To organicznie tłumaczono niską ceną trunku, a co za tym idzie łatwą dostępnością, a więc większym zagrożeniem.

Prohibicja po polsku. Zobacz, ile państwo naprawdę zarabia na [podatkach](https://www.money.pl/podatki/) od alkoholu

Prohibicja po polsku

Prawo abstynenckie w różnej formie wciąż obowiązuje w wielu krajach, w tym również w Polsce. Co rusz wracają pomysły zmian, które mają ograniczyć spożycie alkoholu. Współczesna polska prohibicja objawia się zarówno zakazem reklamowania alkoholu, jak i regulacjami dotyczącymi uzyskania koncesji na jego sprzedaż.

W 2014 roku WHO uznało Polskę za lidera w prowadzeniu polityki antyalkoholowej, czym wciąż szczyci się ministerstwo zdrowia. Prawo antyalkoholowe sankcjonuje tu ustawa o wychowaniu w trzeźwości i przeciwdziałaniu alkoholizmowi, a punkty sprzedające trunki opiniuje Komisja Rozwiązywania Problemów Alkoholowych. Ustawa zakłada, że lokalizacja sklepu monopolowego nie może się on znajdować w "najbliższej okolicy" szkół czy kościołów. Nie podaje tej odległości w metrach.

Prawo to ma swoje źródła jeszcze w II RP, kiedy to na ziemiach polskich obowiązywała ustawa o ograniczeniach w sprzedaży napojów alkoholowych z 1920 roku, zwana także na cześć polskiej sufrażystki walczącej o całkowity zakaz sprzedaży w Polsce alkoholu – "Lex Moczydłowska", co barwnie opisuje portal ciekawostkihistoryczne.pl. Ustawa ta zakazywała handlu trunkami powyżej 45 proc. alkoholu.

Co ciekawe, regulowano również odległość wyszynku od konkretnych instytucji. Ówczesny bar, czy sklep monopolowy musiał być zlokalizowany co najmniej 300 metrów od kościoła, albo domu modlitewnego, szkoły, sądu, czy też więzienia, dworca, stacji kolejowej oraz przystani statków parowych, a także zakładów zatrudniających powyżej setki osób. Słabsze trunki mogły być sprzedawane jedynie po godzinie 15 w tygodniu i po 10 w soboty. W niedzielę i święta obowiązywała całkowita prohibicja.

Do dziś pojawiają się pomysły, aby przywrócić podobne regulacje. Oprócz tego państwo stosuje również sankcje ekonomiczne, wpływając na wysokość cen trunków np. podnosząc akcyzę. Ostatnio Państwowa Agencja Rozwiązywania Problemów Alkoholowych powróciła do pomysłu, aby ujednolicić akcyzę dla wszystkich alkoholi. PARPA proponuje ujednolicenie stawki akcyzy w przeliczeniu na litr 100-procentowego alkoholu - oznacza to, że piwo i wino byłyby objęte identyczną stawką, jak mocne wyroby spirytusowe. Skutki takiej decyzji Agencja już nawet zbadała.

Z ekspertyzy przygotowanej specjalnie dla niej wynika, że akcyza dla wina poszybowałaby w górę z 1 zł 58 groszy do 6 zł 84 groszy za litr. W przypadku piwa byłby to wzrost z 48 groszy do 1 zł 43 groszy dla półlitrowej butelki czy puszki- co opisywaliśmy wcześniej tutaj.Czy prohibicja cenowa wpłynie na ilość spożywanego przez Polaków alkoholu? Dyrektor agencji, Krzysztof Brzózka nie miał wątpliwości, że wysokość podatku i ostateczna cena wpływa na spożycie alkoholu. -To wychodzi jak na dłoni, gdy spojrzymy na dotychczasowe podwyżki cen wódki w Polsce i na świecie. Akcyza szła w górę, liczba kupionych butelek w dół - tłumaczył money.pl.

Jednak przykład USA i ich "szlachetnego eksperymentu" pokazuje, że prohibicja nie ogranicza rzeczywistego spożycia alkoholu, ale jedynie oficjalny jego obrót. Tak wiec również wyższa akcyza, to również wyższa wartość szarej strefy i mniejsze wpływy do budżetu.

wiadomości
gospodarka
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(1)
Killer
rok temu
Dlatego powinno się zalegalizować narkotyki. Zresztą alkohol jest jednym z bardziej szkodliwych narkotyków.