Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
Jacek Bereźnicki
Jacek Bereźnicki
|

Bezpieczeństwo energetyczne. Nord Stream II i tak powstanie, Polsce pozostała walka o port w Świnoujściu

0
Podziel się:

- Nie ma żadnego sposobu, by zmusić suwerenne państwo do porzucenia takiego projektu - mówi Piotr Maciążek, redaktor prowadzący Energetyka24.com

08.11.2015. Symboliczne uruchomienie Nord Stream
08.11.2015. Symboliczne uruchomienie Nord Stream (JOHN MACDOUGALL/ East News)

- Trzeba się pogodzić z tym, że Nord Stream II powstanie. Polsce pozostaje walka o zabezpieczenie swoich interesów ekonomicznych - oceniają dla money.pl eksperci. Gra toczy się przede wszystkim o to, by gazociąg nie zablokował rozwoju portów w Świnoujściu i Szczecinie.

Aktualizacja 11:17

17 grudnia przed sądem administracyjnym w Hamburgu ma się odbyć pierwsza rozprawa dotycząca Nord Stream II. A konkretniej: chodzi o to, jak głęboko ułożony będzie gazociąg w miejscu, gdzie krzyżuje się z drogą wodną prowadzącą do portów w Świnoujściu i Szczecinie.

Polska strona konsekwentnie domaga się większego zagłębienia istniejących instalacji przesyłowych Nord Stream, by do obu portów mogły wpływać jednostki o zanurzeniu większym niż 13,5 m. Takie ograniczenie wynika z faktu, że wierzch rury Nord Stream znajduje się na głębokości zaledwie 16 m, a przepisy żeglugowe wymagają, by w przypadku takich obiektów zachowana była 2,5-metrowa strefa bezpieczeństwa.

Na razie rury gazociągu nie przeszkadzają w funkcjonowaniu polskich portów, ani w uruchamianym gazoporcie w Świnoujściu. Problemy mogą się jednak pojawić już za kilkanaście lat.

- Plany rozwojowe do 2027 r. zakładają budowę w Świnoujściu terminali dedykowanych różnym grupom ładunkowym, przy uwzględnieniu zanurzenia jednostek do 15 m. Zatem obecne ułożenie gazociągu ograniczające dostępność do portu od strony wody stanowi istotną barierę rozwojową - tłumaczy nam Monika Woźniak-Lewandowska z działu komunikacji Zarządu Morskich Portów Szczecin i Świnoujście (ZMPSiŚ).

Zarząd odwołanie w sprawie gazociągu złożył już w kwietniu 2011 r., początku rozprawy doczekał się po ponad czterech latach. Skąd taka opieszałość niemieckiego systemu sprawiedliwości? - Decyzję o wyznaczeniu terminu podejmuje sąd - ucina Woźniak-Lewandowska.

Czy Tusk przypomni Merkel o obietnicy?

Jeszcze niedawno polscy politycy zgodnie krytykowali Nord Stream II, deklarując, że zrobią wszystko, by gazociąg nie powstał. Wygląda jednak na to, że jego losy są przesądzone. - Nie ma żadnego sposobu, by zmusić suwerenne państwo do porzucenia takiego projektu - mówi nam Piotr Maciążek, redaktor prowadzący Energetyka24.com.

Polska co prawda mogłaby sięgnąć po konwencję o ocenach oddziaływania na środowisko z 1991 r. i próbować zmusić Gazprom do specjalistycznych i długotrwałych badań środowiskowych. To jednak nie będzie proste, bo nasz rząd musiałby zbudować koalicję państw, w pobliżu których ma przebiegać nowy gazociąg. Mowa głównie o krajach bałtyckich, które - jak zwraca uwagę Maciążek - nie wykazują skłonności do przeciwstawiania się planom budowy Nord Stream II i "wolą chować się za polskimi plecami". - Jak przyjdzie co do czego, nie będą chcieli narażać się Rosji - mówi.

- Istnienie gazociągu już jest faktem, więc chodzi tylko o zyskanie czasu. Na przykład na wywalczenie w Komisji Europejskiej ustępstw dla Polski w zamian za to, że przestaniemy blokować Nord Stream - wtóruje Wojciech Jakóbik, ekspert rynku energetycznego Instytutu Jagiellońskiego.

Najbliższa taka okazja wydarzy się właśnie w dniu rozprawy, podczas spotkania Rady Europejskiej 17-18 grudnia. - Na nim będzie można już uzyskać pewne deklaracje. Walczymy o rodzaj parasola ochronnego, dzięki któremu obecność Rosji na rynku nie będzie dla nas takim zagrożeniem - mówi ekspert.

Jak ujawnił we wtorek serwis Biznes Alert, powołując się na brukselki portal EU Observer, od 7 grudnia między krajami członkowskimi krąży szkic dokumentu z konkluzjami Rady Europejskiej przed grudniowym spotkaniem, z którego wynika, że polskie argumenty w sprawie Nord Stream II nie trafiają zupełnie w próżnię.

Chodzi o zawartą w tym szkicu deklarację, że przyszłe projekty infrastrukturalne muszą służyć "wspólnemu interesowi" i służyć redukcji zależności energetycznej. Jednocześnie priorytetem powinno być wykorzystanie "w sposób optymalny" istniejącej infrastruktury. Argumenty tego rodzaju były ostatnio kierowane w liście do przewodniczącego Rady Europejskiej Donalda Tuska przez ministrów energetyki Polski, Węgier, Słowacji i krajów bałtyckich.

Uwzględnienie stanowiska krajów zaniepokojonych projektem Nord Stream II nawet w oficjalnym dokumencie ze spotkania Rady Europejskiej może ostatecznie pozostać jedynie na etapie deklaracji, ale fakt, że nasze argumenty spotykają się z jakimkolwiek odzewem i tak oznacza postęp w stosunku do okoliczności powstawania pierwszego gazociągu po dnie Bałtyku.

Wojciech Jakóbik przypomina, że kanclerz Angela Merkel złożyła deklarację polityczną wobec Donalda Tuska, jeszcze gdy był premierem, że jeśli Nord Stream będzie blokował rozbudowę polskich portów, zostanie wkopany niżej. - Tej deklaracji polski rząd dotychczas nie egzekwował, ale jeśli teraz się to uda, spór w Hamburgu można rozwiązać na drodze ugody, a wtedy jest szansa, że projekt zostanie opóźniony - uważa.

O co walczy Polska. I co knuje Gazprom

Polska walczy o to, by Komisja Europejska miała wgląd i prawo głosu w sprawie umów międzyrządowych, a także o wykluczenie klauzul, które uderzają w takie państwa jak Polska. Chodzi też o większą transparencję na rynku energii: publikowanie średnich cen, co pomogłoby w negocjacjach gazowych.

Czy Bruksela mogłaby storpedować gazociąg? Na pierwszy rzut oka wydaje się, że możliwości ograniczania ekspansji Gazpromu, większościowego udziałowca spółki Nord Stream, są duże. Jest to przede wszystkim trzeci pakiet energetyczny, który zakłada, że jedna firma nie może być jednocześnie wytwórcą surowca, właścicielem infrastruktury przesyłowej i jej operatorem. Komisja Europejska może też wymusić dostęp do gazociągu Nord Stream II stron trzecich (third-party access - TPA).

Jak jednak wyjaśnia Piotr Maciążek, wszystkie unijne regulacje da się obejść, a Gazprom już nawet testuje rozwiązania, które można w takim celu zastosować. Chodzi na przykład o system aukcyjny, dzięki któremu jeszcze na terytorium Rosji surowiec może być sprzedawany jednej z niemieckich spółek wchodzących w skład Nord Streamu, dzięki czemu przesyłany po dnie Bałtyku gaz formalnie nie będzie należał do Gazpromu, tylko na przykład do E.ON-u.

Ekspert wskazuje też na inne możliwe rozwiązanie, które pozwoli na ominięcie przepisów unijnych: zakończenie gazociągu jeszcze na morzu, poza wodami terytorialnymi Niemiec, gdzie zbuduje się przepompownię gazu. W takim przypadku przepisy unijne nie zadziałają, bo infrastruktura ta będzie znajdować się poza terytorium państwa członkowskiego. Z kolei sposobem na ominięcie prawa antymonopolowego według eksperta może być poprowadzenie jednocześnie kilku nitek, z których każda będzie formalnie należeć do innego podmiotu.

Piotr Maciążek zwraca uwagę na bardzo silne wpływy rosyjskie w Niemczech, co ma bezpośrednie przełożenie na forsowanie takiego projektu jak Nord Stream II. Szczególnie silny lobbing rosyjski ma występować w obrębie SPD, czyli partii współtworzącej niemiecki rząd.

- Wicekanclerz Sigmar Gabriel w sposób zupełnie jawny lobbuje za Nord Stream II, podobnie jak swego czasu robił Gerhard Schroeder. W ciągu ostatniego półrocza aż czterokrotnie spotykał się z prezesem Gazpromu. To bardzo ostentacyjne. Był nawet na specjalnej wizycie w Moskwie, gdzie spotkał się z samym Władimirem Putinem. Jeśli wicekanclerza zaszczycił prezydent Rosji, to coś jest na rzeczy - zwraca uwagę ekspert.

Za Nord Streamem II lobbują też oczywiście same niemieckie koncerny energetyczne, czyli E.on i BASF. Ten pierwszy aktywnie działa na rynku rosyjskim, a BASF dogadywał się już wcześniej z Gazpromem, wymieniając się z rosyjską spółką aktywami. Tak Niemcy dostali koncesję na wydobycie gazu w Syberii Wschodniej, która jest bardzo perspektywicznym obszarem jeśli chodzi o gaz i ropę, a Rosjanie otrzymali niemieckie magazyny gazu. - Największy z nich - w Rehden - ma ponad 4 mld m sześc., czyli więcej niż wszystkie w Polsce razem wzięte - mówi Maciążek.

Dzięki umowie z BASF-em rosyjski monopolista przejął pełną kontrolę nad spółką Wingas, która ma nie tylko 20 proc. udziałów na niemieckim rynku gazu, ale także handluje gazem w kilku innych europejskich krajach, w tym w Polsce. Po transakcji między RWE a funduszem LetterOne Michaiła Fridmana, zaufanego człowieka Władimira Putina, w rękach Rosjan znajdują się już niemal dwie piąte wszystkich niemieckich magazynów gazu.

- To, że Gazociąg Północny będzie rozbudowany, to naturalna konsekwencja sukcesu tego projektu - mówi Wojciech Jakóbik. - Obecnie jest wprawdzie wykorzystywany tylko w 50 proc., ale to nie jest inwestycja obliczona na kilka, lecz na kilkadziesiąt lat, a w takiej perspektywie myślą takie kraje jak Niemcy i Rosja. W tej perspektywie połączenie niemieckich wiatraków z tanim rosyjskim gazem ma sens - ocenia.

Jakóbik zwraca uwagę, że choć "jak na warunki niemieckie Angela Merkel jest dość antyrosyjskim politykiem", w sprawie Nord Streamu milczy, mówiąc tylko, że jest to przedsięwzięcie biznesowe. Jak wyjaśnia, wynika to z nieformalnego układu pani kanclerz z wielkim niemieckim biznesem. - W zamian za ciche przyzwolenie biznesu na politykę imigracyjną rządu Niemiec, Angela Merkel nie wypowiada się w sprawie Nord Streamu - mówi Jakóbik, powołując się na własne źródła w Niemczech.

wiadomości
gospodarka
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(0)