Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Przetarg na śmigłowce dla armii. Przez Caracale pracę stracą tysiące osób

0
Podziel się:

Raport Fundacji UMCS o wpływie przetargu śmigłowcowego na rozwój przemysłu lotniczego w Polsce Wschodniej sugeruje, że korzystniej było wybrać ofertę PZL-Świdnik.

Przetarg na śmigłowce dla armii. Przez Caracale pracę stracą tysiące osób
(Lukasz Szelag/REPORTER)

Wybór francuskiego helikoptera Caracal dla polskiej armii spowoduje utratę 3700 miejsc pracy, a wpływy do polskiej gospodarki zmniejszą się aż o 580 mln zł. Takie wnioski niesie za sobą raport Fundacji UMCS o wpływie przetargu śmigłowcowego na rozwój przemysłu lotniczego w Polsce Wschodniej. To kolejny element kampanii przeciw francuskim śmigłowcom. Teraz wszystko w rękach rządu PiS i resortu, którym pokieruje Antoni Macierewicz.

Ekonomiści z UMCS przeanalizowali wpływ przetargu śmigłowcowego na rozwój przemysłu lotniczego w Polsce Wschodniej. Według obliczeń analityków, jeśli Ministerstwo Obrony Narodowej zdecyduje się na ofertę Airbus Helicopters, to polska gospodarka utraci 3700 miejsc pracy. I to nawet pomimo pewnego przyrostu zatrudnienia przy montażu Caracali i ich remontach w Łodzi.

- Nie kwestionujemy woli firmy Airbus do utworzenia miejsc pracy, jednak nasze badania wyraźnie dowodzą, że straty dla gospodarki lubelskiej i całej Doliny Lotniczej będą znacznie większe niż drobne na tym tle korzyści w Łódzkiem - wyjaśnia dr hab. prof. nadzw. Zbigniew Pastuszak, dziekan Wydziału Ekonomicznego UMCS w Lublinie.

Analiza Fundacji UMCS pokazuje, że liczba miejsc pracy tworzonych przez PZL-Świdnik przy produkcji śmigłowców AW149 byłaby cztery razy większa niż przy montażu Caracali. W raporcie zauważono, że utracone szanse Polski Wschodniej są znacznie większe i liczone są w setkach milionów złotych. Dodatkowo, w raporcie nie uwzględniono strat dla regionu Podkarpacia, wynikających z osłabienia pozycji PZL Mielec.

- Z naszych obliczeń wynika, że w perspektywie 2030 roku, jeżeli przetarg byłby realizowany w PZL-Świdnik, moglibyśmy się liczyć z wpływami do szeroko rozumianej gospodarki rzędu 600 mln zł - mówi Pastuszak.

Na potrzeby raportu przyjęto, że w Polsce odbywałby się montaż końcowy 50 Caracali. Podobne założenia przyjęto dla PZL-Świdnik, szacując jednocześnie dodatkowe wpływy z tytułu ulokowania w zakładzie globalnego centrum produkcji i rozwoju śmigłowca AW149. Raport nie uwzględnia dotychczasowych inwestycji PZL-Świdnik w kwocie przekraczającej 600 mln zł oraz ich wpływu na gospodarkę. Porównywany jest jedynie efekt netto liczony od 2017 roku.

Dotkliwe konsekwencje

Co o wszystkim sądzi Ministerstwo Obrony Narodowej? Już miesiąc temu ostro na zarzuty reagował wiceminister obrony Czesław Mroczek.

- W postępowaniu brało udział trzech zagranicznych dostawców, gdy dwaj odpadli, rozpoczął się brutalny atak na trzeciego, by też go wyeliminować - mówił. Wiceminister zarzucał, że konkurenci Airbusa wprowadzają w błąd opinię publiczną, przedstawiając fałszywe tezy dotyczące np. końcowej ceny śmigłowca.

Skontaktowaliśmy się z przedstawicielami Ministerstwa Obrony Narodowej i zapytaliśmy ich o odpowiedź na zarzuty ekonomistów UMCS. Resort już po publikacji materiału wysłał swój komentarz. Czytamy w nim: "Zaprezentowany przez UMCS raport jest jedną z wielu analiz w ostatnim czasie. Niewątpliwie ma on wartość poznawczą, choć formułując swoje wnioski, z oczywistych powodów, jego autorzy nie dysponowali pełną wiedzą, która umożliwiłaby im kompleksową ocenę analizowanej materii. Część tych informacji, w tym szczegółowe dane dotyczące zatrudnienia, kosztów pracy czy wpływów do budżetu (zwłaszcza w perspektywie 15 lat), będzie ostatecznie znana dopiero po zakończeniu negocjacji i zawarciu umowy. Dziś, bez znajomości konkretnych zapisów umowy, zdecydowana większość opinii i wniosków ma charakter szacunkowy i przybliżony".

Resort obrony narodowej przypomina również, że zakłady w Świdniku wspierał do tej pory już kilka razy. "W ciągu ostatnich kilku lat podpisano 9 umów na remonty i modernizację śmigłowców będących aktualnie w użytkowaniu Sił Zbrojnych za ponad 750 mln zł" - tłumaczą przedstawiciele MON.

Kontrakty z przeszłości nie przekonują jednak wszystkich. Do koalicji przeciw Airbusowi dołączył też urząd miasta w Świdniku. - To jest ogromna strata, na którą nasze województwo nie może sobie pozwolić, bo jesteśmy wciąż regionem "goniącym czołówkę", który wymaga wsparcia w nadrabianiu dystansu do najbogatszych. Decyzja o zakupie caracali nie tylko nie jest żadnym wsparciem dla regionu, lecz także istotnie podważa potencjał rozwojowy, który mamy - mówi Artur Soboń, sekretarz urzędu miejskiego w Świdniku, poseł PiS nowej kadencji.

Polityk jest zdania, że odrzucenie oferty Świdnika byłoby ciosem nie tylko dla gospodarki całego kraju, lecz także stratą dla polskiej armii. Bezpieczeństwo żołnierzy może zapewnić w jego ocenie jedynie dostawa sprzętu przez polskich producentów. - Każda inna sytuacja, w której kto inny posiada kody źródłowe, a sprzęt jest importowany, nie daje państwu polskiemu gwarancji dostępu do tej technologii. Jest to potencjalne zagrożenie dla bezpieczeństwa kraju - przekonuje Soboń.

Jak zwraca uwagę Grzegorz Sobczak, redaktor naczelny magazynu "Skrzydlata Polska", nie tylko polski producent jest nam w stanie zagwarantować pełen wgląd do kodów źródłowych. Warto zwrócić uwagę, że PZL-Świdnik należy do brytyjsko-włoskiego producenta AgustaWestland, a PZL Mielec ostatnio trafił w ręce amerykańskiego Lockheed Martin.

- Wszystko zależy od tego, co zostanie wynegocjowane w ostatecznej umowie. Kody można również otrzymać od Airbusa, tylko trzeba to załatwić i za to zapłacić. Na pewno nie powinniśmy popełnić tego samego błędu, co przy zakupie F-16, kiedy kluczowe dane zostały w USA i teraz z każdą modyfikacją musimy się do nich zwracać. Posiadanie kodów źródłowych sprawia, że możemy robić ze sprzętem, co nam się tylko podoba - tłumaczy Sobczak.

Prawo i Sprawiedliwość zmieni decyzję poprzedniego rządu?

Decyzja MON o zakwalifikowaniu tylko Airbus Helicopters do kolejnych etapów postępowania przetargowego spotkała się z krytyką. Wielu ekspertów wskazywało na polityczne podłoże decyzji jako wzmocnienie sojuszu z Francją. Cena za 50 śmigłowców, symulatory, pakiet szkoleniowy i logistyczny ma wynieść ponad 13,3 mld zł. Obecnie trwają negocjacje offsetowe między Ministerstwem Gospodarki, a Airbus Helicopters - w zeszłym tygodniu w Warszawie był prezes spółki Guillaume Faury, ale nie udało nam się dowiedzieć, z czym wyjechał.

Zgodnie z planami umowa miała zostać podpisana jeszcze w tym roku, a dostawy maszyn miały się rozpocząć w 2017 r. Jednak na dobrą sprawę nie wiadomo, czy nowy rząd nie zdecyduje się na odkręcenie całego przetargu. Jeszcze w trakcie kampanii wyborczej PiS wzywał do ponownego zweryfikowania procedury przetargowej, a przyszły szef MON Antoni Macierewicz wprost zapowiadał wycofanie się z transakcji.

Na razie oficjalnego stanowiska nowego rządu nie ma. Za to w kuluarach mówi się, że to przez ten przetarg stanowisko w MON stracił... Jarosław Gowin. Tuż po wyborach na antenie Radia Zet polityk dość niespodziewanie łagodził wcześniejsze ostre zarzuty PiS wobec Caracali. - Nie twierdzę, że przetarg na śmigłowce dla polskiej armii na pewno będzie unieważniony. Trzeba rozważyć wszystkie za i przeciw, przyjrzeć się, jak daleko poszły zobowiązania polskiego państwa. Bo rząd się zmienia, a państwo jest jedno - opowiadał Gowin.

Jak pisała "Rzeczpospolita", cytując anonimowego rozmówcę z PiS, rząd Beaty Szydło zamierza ostro negocjować z Francuzami. - Na pewno nie kupimy ich za taką cenę, jaką oferowała Platforma. Żebyśmy w ogóle rozważyli podpisanie kontraktu, Francuzi musieliby też zwiększyć zaangażowanie w polski przemysł zbrojeniowy - twierdził rozmówca dziennika.

Grzegorz Sobczak nie wyklucza, że faktycznie uda się kupić francuski sprzęt taniej. - Jak informowała "Skrzydlata Polska" np. Kuwejt kupił 25 maszyn H225M Caracal za około 4,3 mld zł. My chcemy kupić 50 za 13,3 mld zł, więc pole do negocjacji oczywiście jest. Póki nie ma ostatecznego kontraktu, to wiele może się zmienić - tłumaczy. Ekspert wskazuje również, że gdyby PiS zdecydował się na unieważnienie przetargu to Wojsko Polskie poradziłoby sobie bez maszyn, bo część starego sprzętu miałaby delikatnie wydłużony okres użytkowania. W obliczu ciągle trwającego konfliktu na Ukrainie, którego eskalacja może nastąpić w każdej chwili, maszyny i tak zapewniłyby większe bezpieczeństwo dopiero za dwa lata.

wiadomości
gospodarka
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
KOMENTARZE
(0)