Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
Jacek Bereźnicki
Jacek Bereźnicki
|

Polityka podatkowa. Czy firmy mają powody, by bać się uszczelnienia przez PiS systemu podatkowego?

0
Podziel się:

Jak zakładają twórcy tych ustaw, już w pierwszy roku po ich wprowadzeniu, budżet państwa wzbogaci się o niemal 30 mld zł, głównie dzięki zwiększeniu wpływów z VAT-u o 19 mld zł

Polityka podatkowa. Czy firmy mają powody, by bać się uszczelnienia przez PiS systemu podatkowego?
(Pixabay/domena publiczna)

Zwiększenie o kilkadziesiąt miliardów złotych rocznie wpływów do budżetu zakładają reformy podatkowe, które proponuje Prawo i Sprawiedliwość. W opublikowanych przez tę partię projektach ustaw oprócz nowych podatków mowa jest o radykalnym uszczelnieniu systemu. Czy powody do niepokoju mają nie tylko korporacje i banki, ale także zwykli przedsiębiorcy?

- Jeśli słychać zapowiedzi uszczelniania systemu i ciągle mówi się, ile jest wyłudzeń podatków, to urzędnicy czują krew. Myślą: "my idziemy na kontrolę do bandytów”. To nie doprowadzi do niczego dobrego - mówi nam prof. Robert Gwiazdowski, doradca podatkowy, prezes Warsaw Enterprise Institute.

- Proponowane metody walki z oszustwami podatkowymi, polegające na zwiększaniu kontroli, przypominają chodzenie z mokrą głową na mrozie i zażywanie coraz więcej aspiryny - opisuje w rozmowie z money.pl Cezary Kaźmierczak, prezes Związku Przedsiębiorców i Pracodawców. Jak twierdzi, propozycje podatkowe PiS to "ewidentny efekt lobbingu sektora usług podatkowych".

- To jest kontynuacja obecnej polityki fiskalnej, która zamiast radykalnie uprościć podatki, idzie się w kierunku wprowadzania coraz to nowych przepisów i klauzul - ocenia krótko Andrzej Sadowski z Centrum im. Adama Smitha.

Dwa nowe podatki, dwa po nowemu

Dwa tygodnie przed wyborami na stronie internetowej Prawa i Sprawiedliwości pojawiły się cztery projekty ustaw podatkowych. Dwa z nich zakładają zmiany istniejących podatków VAT i CIT, a pozostałe dotyczą całkiem nowych podatków: od transakcji finansowych oraz od handlu wielkopowierzchniowego.

Jak zakładają twórcy tych ustaw, już w pierwszy roku po ich wprowadzeniu, budżet państwa wzbogaci się o niemal 30 mld zł. Roczne wpływy z podatku od transakcji finansowych, zwanego potocznie podatkiem bankowym, wyniosą 1,7 mld zł, kolejne 3,5 mld zł ma pochodzić z opodatkowania handlu, a zmiany w CIT mają przynieść 5,5 mld zł.

Gwałtowny wzrost dochodów budżetu ma nastąpić głównie dzięki reformie VAT-u. Już w pierwszym roku wpływy z tego podatku mają wzrosnąć aż o 19 mld zł, a w kolejnych latach mają jeszcze rosnąć w tempie ok. 10 mld zł rocznie, by w 2018 r. osiągnąć docelowy poziom 158 mld zł. To o ok. 40 mld zł więcej niż obecnie.

Choć projekt dotyczący VAT-u jest przedstawiany jako zupełnie nowa ustawa, w rzeczywistości w większości obecne przepisy są powtórzone w bardzo zbliżonym kształcie. Nie zmieniają się nawet stawki wobec obowiązujących obecnie i nadal wynoszą 23, 8 i 5 proc, natomiast powrót do stawek 22/7/3 jest jedynie opcją "do rozważenia".

"Tymczasowe", podwyższone stawki VAT Tuska zostają

Przypomnijmy, że podwyższenie tych stawek przez rząd Donalda Tuska od 1 stycznia 2011 r. było oficjalnie reakcją na kryzys finansowy i miało wygasnąć po trzech latach, pod warunkiem utrzymania relacji długu publicznego do PKB na koniec 2012 roku poniżej 55 proc. Choć warunek ten został spełniony, w 2013 r. koalicja rządowa przedłużyła okres obowiązywania podwyższonych stawek o kolejne trzy lata. Spotkało się to z ostrą krytyką PiS-u, który argumentował, że podwyżka VAT-u najbardziej uderzyła w najbiedniejszych.

W jaki sposób autorzy projektu ustawy chcą osiągnąć tak duży wzrost wpływów z podatku VAT? Po pierwsze, zlikwidowane mają zostać wszystkie przepisy, które pozwalają na "legalne lub quasi legalne" unikanie płacenia VAT-u oraz wyłudzanie jego zwrotu. Po drugie, mają zostać wprowadzone "środki nadzoru nad podatnikami zwolnionymi od podatku". Po trzecie, ukrócone ma zostać tworzenie fikcyjnych podmiotów, które "umożliwiają quasi-legalne odliczenie podatku należnego". Po czwarte, ma nastąpić "eliminacja skuteczności tzw. agresywnego planowania podatkowego, które istotnie zmniejsza dochody z tego podatku".

Co ciekawe, PiS do kosza chce wyrzucić obowiązujące przepisy o tzw. odwróconym podatku VAT w tzw. wrażliwych branżach (w uproszczeniu polega to na tym, że podatek nalicza nabywca, a nie sprzedawca)
. Celem tego rozwiązania jest walka oszustwami w takich branżach jak handel złomem czy smartfonami. Jak oceniają autorzy projektu ustawy PiS, przepisy te są "nieefektywne i szkodzące wpływom budżetowym", ponieważ strony takich transakcji stosują różne mechanizmy pozwalające na całkowite uchylanie się od opodatkowania.

Zmiany w CIT: trochę marchewki i duży kij

W przypadku CIT, podatku dochodowego od osób prawnych, czyli głównie spółek, przewidziano pewne zmiany z korzyścią dla podatnika. Najbardziej atrakcyjne wydaje się obniżenie stawki z 19 do 15 proc. w przypadku podmiotów o rocznych obrotach do 1,2 mln euro (brutto). Inną istotną korzyścią ma być wyłącznie spod opodatkowania kwot przeznaczonych na inwestycje.

Nie zapomniano jednak o przykręceniu śruby podatnikom podlegającym CIT-owi. Nowością jest tzw. podatek wyjścia, czyli podatek płacony od sprzedaży majątku, dzięki której dochodzi do "wyłączenia lub ograniczenia opodatkowania podatkiem CIT w danym roku podatkowym w porównaniu z poprzednim okresem podatkowym". Kolejna zmiana: jeśli podatnik nie wykazał dochodu do opodatkowania, a fiskus taki dochód określił, stosuje się 50 proc. stawki podatku. Z kolei zwalczanie transferu dochodów za granicę ma umożliwić opodatkowanie "pozornych strat" oraz wprowadzenie tzw. dokumentacji cen transferowych.

Największe kontrowersje budzi jednak pomysł PiS-u na walkę z optymalizację podatkową. Autorzy ustaw o VAT i CIT chcą, by podatnik miał obowiązek zgłoszenia urzędowi skarbowemu zamiaru przeprowadzeniu takiej optymalizacji, zanim osiągnie dzięki niej korzyści, wynoszące nawet 10 tys. zł w ciągu roku. Podatnik będzie musiał nawet wskazać doradcę, który podpowiedział, jak oszczędzić na podatkach. Gdy podatnik osiągnie korzyść podatkową większą niż 0,5 mln zł, ale nie poinformuje o tym zawczasu fiskusa, będzie podlegał karnym stawkom podatków: 38 proc. CIT i 46 proc. VAT.

Choć dwa nowe podatki - bankowy i od handlu wielkopowierzchniowego - z założenia mają uderzać w wielkie zagraniczne podmioty, w praktyce przynajmniej pierwszy z nich może okazać się bolesny dla polskich firm. Jak w "Rzeczpospolitej" tłumaczył Maria Andrzej Faliński, dyrektor Polskiej Organizacji Handlu i Dystrybucji, przepisy nakładające podatek obrotowy na właścicieli sklepów o powierzchni od 250 mkw., z obrotem już powyżej 700 tys. zł rocznie zagrażają wielu polskim sieciom handlowym.

Gwiazdowski: Firmy mają się czego bać

- Czy przedsiębiorcy mają czego się bać w związku z planami podatkowymi PiS-u? Mają - nie ma wątpliwości Gwiazdowski. - Mentalność urzędników tak szybko się nie zmieni. Przedsiębiorcom trzeba wprawdzie zabrać pokusy, ale urzędnikom trzeba zabrać brzytwy. Propozycje PiS-u nie tylko nie są zabraniem brzytwy urzędnikom, ale dają im do ręki jeszcze większej brzytwy - ocenia.

- Jeśli już teraz obserwujemy takie rzeczy jak ściganie podatników 5 lat wstecz po zmianie interpretacji podatkowej, to nasilanie takiej atmosfery prowadzi do podsycania wśród urzędników skarbowych nastrojów polowania na przedsiębiorców - mówi Gwiazdowski.

Prawnik uważa, że walka z optymalizacją podatkową jest nie tylko niesłuszna, ale będzie także nieskuteczna. - PiS nie proponuje zmian przepisów podatkowych, które mogą utrudnić lub powstrzymać optymalizację podatkową, ale proponuje ścigać tych, którzy na niej korzystają, zresztą całkiem legalnie, wręcz za zachętą ustawodawcy. Takie zmiany skłonią ich raczej do poszukiwania sposobów, jak ich uniknąć - stwierdza.

- Skąd podatnik ma wiedzieć, czy jego działanie to optymalizacja? - pyta Robert Gwiazdowski - Do bólu przypominam przykład przedsiębiorców, którzy zajmowali się montażem szaf wnękowych, którym skarbówka zarzuciła stosowanie niewłaściwej stawki VAT. Organy podatkowe wydawały różne interpretacje, potem różne sądy administracyjne wydawały różne wyroki, a na koniec wyrok wydał poszerzony skład NSA. Nawet tu wśród 7 sędziów nie było jednomyślności! - mówi w rozmowie z money.pl.

Doradca podatkowy zwraca uwagę na mylenie w propozycjach zmian zwykłych oszustów podatkowych z podatnikami, którzy racjonalnie wykorzystującymi legalne sposoby obniżenia podatków. - Czym innym jest ukrycie przychodu przez niewystawienie faktury, a czym innym jest zarejestrowanie marki towarowej na Cyprze, zgodnie z obowiązującym prawem. Czym innym jest walka z wyłudzaniem podatku VAT, czyli kontrolowanie tych, którzy przychodzą do urzędu skarbowego i mówią "oddaj”, a czym innym jest tworzenie przepisów, które mają zwalczać tych, którzy stosują taką, a nie inną stawkę VAT - zwraca uwagę.

W projekcie ustawy o CIT przewidziano obniżenie stawki tego podatku z 19 do 15 proc. w przypadku firm o obrotach do 1,2 mld euro. Czy oznacza to realne zmniejszenie ciężarów podatkowych dla małych firm? Prof. Gwiazdowski uważa, że to zmiana, która realnie nie ma większego znaczenia. - Mali i średni prowadzą działalność w oparciu o wpis do ewidencji gospodarczej, więc w ogromnej większości płacą podatek PIT, a nie CIT. Firm płacących CIT jest w Polsce ok. 300 tysięcy, a PIT - ponad 2 miliony.

Sadowski: Brak jakościowej zmiany

Z kolei Andrzej Sadowski uważa, że propozycje podatkowe PiS są tak naprawdę kontynuacją obecnej polityki fiskalnej. - Nie widzę tu żadnej jakościowej zmiany systemu. Tego, który mamy, nie da się uszczelnić. Skoro uszczelnia się go od dwóch dekad, to znaczy, że jest zły - mówi w rozmowie z money.pl.

- Taka polityka będzie prowadziła do utrzymania albo nasilenia zjawiska przenoszenia polskich firm do innych jurysdykcji podatkowych, ze względu na zbyt wysoki poziom uznaniowości aparatu skarbowego - twierdzi Sadowski.

Ekonomista uważa, że obniżenie CIT to "krok w dobrym kierunku", ale znaczenie tej zmiany jest pomijalne.

- Jak wynika z kontroli NIK, w rożnych latach nie płaciło go od 60 do 80 proc. firm w Polsce. To zwyczajnie głupi podatek, więc zamiast go zmieniać, lepiej zlikwidować i wprowadzić podatek przychodowy, ale nie jako karę dla dużych sieci, lecz podatek powszechny - proponuje Sadowski. - Z naszych rozmów z przedsiębiorcami wynika, że oni chcą takiego podatku - przekonuje.

Kaźmierczak: Skorzystają doradcy podatkowi

Cezary Kaźmierczak zwraca uwagę, że proponowane warunkowe obniżenie CIT-u "to nie tyle ukłon w stronę firm, lecz w stronę doradców podatkowych, którzy będą mieć zapewniony front robót". - Spółki, które mają 5 mln euro obrotu będą dzielone na kilka, by mogły płacić mniejszy podatek. To będzie powszechna praktyka, efektem będą wyłącznie straty dla budżetu - prognozuje Kaźmierczak.

- Według mnie zgłaszane przez PiS pomysły podatkowe to ewidentny efekt lobbingu sektora usług podatkowych, doradców i prawników - twierdzi. - Widziałem to na własne oczy na kongresie programowym PiS-u, jak oni ich podpuszczali, żeby wprowadzali różne regulacje, na których sami zarobią miliony dolarów - mówi.

Kaźmierczak podkreśla jednak, że z ostateczną oceną propozycji podatkowych PiS należy wstrzymać się do powołania rządu i przedstawieniem przez ministra finansów konkretnych propozycji. - Z wypowiedzi polityków PiS na kongresie programowym można było wysnuć skrajnie różne wnioski: że będą to rządy wolności gospodarczej albo etatyzmu - ocenia. Jak mówi, nie można przywiązywać zbyt dużej uwagi do pomysłów zgłaszanych w czasie kampanii wyborczej. - Dajmy temu rządowi 100 dni, wtedy będziemy go recenzować - proponuje.

Zobacz także: Zobacz także: Urząd skarbowy nie zapomina o długach podatkowych
wiadomości
gospodarka
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(0)